Wspaniała słoneczna pogoda. Jadę sama samochodem – to Mazda 5, taki sedan, ale kabriolet. W pięknym chabrowym, metalicznym kolorze. Wjeżdżam ślimakiem od Polibudy w Aleję 29 Listopada w stronę Nowego Kleparza, po drodze mijam stłuczkę, do której policja jedzie pod prąd moim pasem. Policjanci dają mi znać że mam niewłączone światła, ale jadą dalej, nie zatrzymując mnie. Włączam światła – już lekko zestresowana. Jadę dalej, kluczę małymi uliczkami. Nagle okazuje się, że nie kieruję samochodem ale rowerem i wpadam w totalną panikę, bo wychodzi na to, że samochód gdzieś po drodze zgubiłam. A przecież to nie mój, przecież jest wzięty w leasing – będę musiała za niego bulić grube tysiące! Co ja najlepszego narobiłam, mam nauczkę za swoje roztargnienie!
W tym momencie się obudziłam w wielkim strachu i nie mogłam już zasnąć. Mam nadzieję że to był sen na koniec wielkich mrozów, że jutro mi się przyśni coś wspaniałego na całej linii, a nie że na początku git majonez a potem już tylko gorzej.
Menu dzisiejsze jest z gatunku tych hitowych, moim skromnym zdaniem. W jego skład wchodzą bowiem:
– minestrone czyli włoska zupa warzywna z marchewką, ziemniakami, fasolka szparagową, cukinią, selerem i zieloną soczewicą
– tażin – marokańskie danie jednogarnkowe z kawałkami kurczaka, orzeszkami nerkowca, suszonymi morelami i świeżą kolendrą, podawany z kaszą bulgur
– tarta z duszoną w winie cukinią, pomidorami suszonymi i wędzonym serem scamorza
– blondie, czyli ciasto z kawałkami białej czekolady i prażonymi orzechami nerkowca, z kremem z masła orzechowego i wanilii.