Mimo nieudanego doświadczenia z kupowaniem przez internet zimowej kurtki, postanowiłam nie zasklepiać się w sobie i spróbować zbratać się z sieciowym handlem. Dałam tej formie kupowania zielone światło przy próbie nabycia narzuty na sofę. Nie mam specjalnie czasu ani ochoty jeździć po mieście w poszukiwaniu okazji, Szwedzi też nie mają u siebie w wiadomym sklepie potrzebnych mi rozmiarów, dlatego postawiłam na internet. Szukałam, szukałam, na Allegro były same paskudy – albo nie takie tkaniny jakich bym sobie życzyła, ale w swoich poszukiwaniach trafiłam na stronę… Bon Prix! Nie wiedziałam że oni ciągle istnieją i że przenieśli się do sieci. Miałyśmy z siostrą taką sąsiadkę – przyjaciółkę, której ojciec jeździł na tirach do Turcji i Niemiec i u niej oglądałyśmy katalogi Bon Prix z ubraniami. Wertowałyśmy go dziesiątki razy, oceniając surowo, która modelka jest ładna, oraz wybierając ciuchy, które chciałybyśmy sobie kupić. Małżonek też mial w podstawówce dostęp do Bon Prixów – brat jego kolegi był księdzem w Niemczech i dostarczał owe katalogi pod koneckie strzechy. W każdym razie zdołałam u nich wybrać to, co mi się podobało i jestem wielce rada, że przed czterdziestką udało mi się dokonać kolejnej wiekopomnej rzeczy – kupić coś z oferty Bon Prix! Wprawdzie nie z papierowego katalogu, no ale czasy są trochę inne. Czekam aż do mnie przyjdzie i mam nadzieję się nie zawieść na jego jakości. Przebierając nóżkam ja czekam na przesyłkę, a Wy zapewne czekacie na info o dzisiejszym składzie jadłospisu. Już przytaczam:
– toskańska zupa pomidorowa z oliwą extra vergine i świeżą bazylią
– krem z buraków z jogurtem
– chili con carne, czyli wołowina z papryką, fasolą i kuminem, podawane z grillowaną tortillą, świeżą kolendrą i odrobiną kwaśnej śmietany
– tarta z brokułami, czarnymi oliwkami, fetą i pestkami dyni
– ciasto drożdżowe ze śliwkami, porzeczkami i kruszonka z orzechami włoskimi.