Dziś bez zabawnych historyjek. Dziś bowiem wylewam lokatorski gniew. Zrobiłam Wam tryptyk zdjęciowy – pierwsza część to dzisiejsza tarta, a pozostałe dwie to sprawa, o której chcę dziś napisać.
Kilka tygodni temu rozpływałam się w zachwytach nad tym, jak to harcerze posprzątali nam podwórko i że to w związku z wystawą o płaszowskich roślinach leczniczych w ramach imprezy FestivALT. Rzeczywiście – zwieziono skrzynki z ziemią, powsadzano tam byle jak rośliny, dołączono zdjęcia z Płaszowa jako czasową wystawę. No i widziałam z okna inaugurację podwórkowego ogrodka, z zasłniętym dyktą śmietnikiem, co by nie psuł efektu. Były zdjęcia, byla cała historia „projektu”, przyszli goście.
W poniedziałek rano przyszli panowie, zdjęcia gdzieś zabrali – być może przenieśli gdzieś pod dach – zabrali część skrzynek, a resztę zostawili w formie pobojowiska – wysypana ziemia, połamane drewno. A ja jako mieszkanka jestem oburzona i wściekła – fantastycznie jest wymyślić sobie „projekt”, zrobić fotki z otwarcia, wpisać sobie tę szczytną działalność do cv, a potem zostawić podwórko gościnnej kamienicy w takim stanie. Trochę chyba nie do końca przemyślano to wszystko i mam wrażenie, że miało być fajnie tylko piarowo, bo powyrywane z płaszowskiej łąki duże rośliny prawie od razu pousychały, no ale podczas „wernisażu” wszystko było cacy. Tak po potiomkinowsku cacy.
A teraz przechodzę do menu. Oto co mamy dziś w lanczowej ofercie:
– toskańska zupa pomidorowa z oliwą extra vergine i bazylią
– makaron linguine z pesto, pomidorami, pieczoną dynią i serem grana padano
– pięć porcji butter chicken z ryżem basmati i świeżą kolendrą
– tarta z bakłażanem, fetą, rozmarynem i wędzoną papryką
– sernik nowojorski z musem malinowym – kto wczoraj nie zdążył ten ma swoją szansę.