Na razie skromniutko, tak żartem, zaczęliśmy używać frazy „Kiedyś to było!” Że niby sobie żartujemy, puszczamy oko, że doskonale wiemy, że tak do młodszych od siebie mówią dziadki i babcie. Tymczasem zapewne jest tak, że to nasze mózgi – nie, nie są wypełnione Marią, jak to mogło się skojarzyć fanom Kalibra 44 – nasze mózgi powoli przygotowują się na to i inne sformułowania, właściwe starszemu wiekowi. Wiecie – najpierw w niby-żarcikach oswoję się z tym, jak to wypowiadam i jak mój głos mówiący „Kiedyś to było!”, lub „Za moich czasów!” brzmi. Potem już gładko wejdę w „Tę dzisiejszą młodzież”, rozmoszczę się tam i może nawet ubogacę tę rodzinę kilkoma własnej produkcji bon motami, lub też przypomnę te z maminych okolic, jak choćby „Co wolno wojewodzie to nie Tobie smrodzie”. Szczerze mowiąc już w trakcie pisania tego wywodu próbuję coś tam zmontować. A małzonek wydeptuje ścieżki na polu muzycznym – wczoraj po południu sluchał tylko muzyki z czasów swojego liceum – poddałam mu więc pod rozwagę utworzenia specjalnej playlisty o tytule – a jakże! – KIEDYŚ TO BYŁO!
To co jest dziś na lancz też już kiedyś u nas było, ale skoro lubimy te piosenki, które znamy, zwłaszcza te melodyjne, dziś zjecie:
– zupę z kapusty z pesto, ryżem arborio i serem grana padano
– florencką zupę z fasoli z jarmużem i grzankami – zostało jeszcze kilka porcji
– chili con carne, czyli danie tex-mex z mielonej wołowiny z dodatkiem wedzonego boczku, papryki, czerwonej fasoli i pomidorów, podawane ze świeżą kolendrą i pszenną grillowaną tortillą
– tarta z pieczona dynią hokkaido, serem pecorino romano i pomidorem malinowym
– tarta cytrynowa z bezą
– dwa kawałki sernika nowojorskiego z musem malinowym.