Małżonek kupił mi wczoraj ostatni tegoroczny numer „Press”, gdzie z okładki poważnie zerka m. in. Grzegorz Sroczyński. Bardzo mnie cieszy ta przyszła lektura, tylko się zastanawiam, kiedy ja znajdę na to czas. Trzy dni temu skończyłam definitywnie czytanie poprzedniego numeru – który jak się okazało jest numerem lipcowo-sierpniowym – oznacza to że przegapiłam zupełnie numer wrześniowo-październikowy. Sami widzicie, że moje szanse na przeczytanie wszystkiego do końca tego roku są raczej nikłe, zwłaszcza że świeżutki Vogue czeka (tam na szczęście mniej słowa pisanego). Że nie wspomnę o cieniutkich „Mikrotykach”, które rozciągam już trzeci tydzień. Nie dla tego że mi się nie podobają, ale wiecie – tu przedwczesny chrap, tam piesza wizyta u siostry na Bronowicach, gdzie indziej odcinek serialu, albo wypad do Kuchni Świata po pasty curry, liście limonki i chipotle, połączony z wizytą w kilku innych sklepach. I tak to czytelnictwo wyglada – dość miernie, nie powiem. Zwłaszcza że liczyliśmy ostatnio z zaprzyjaźnionym klientem, który pochłania około pięciu książek w miesiacu, że do końca życia przeczyta on około trzech tysięcy książek. Przy założeniach, że
a) umrze w wieku osiemdziesięciu lat
b) na emeryturze jego aktywność czytelnicza wzrośnie.
A i tak stwierdził smutno, że to mało.
Przeskakując z książek na przyziemny garmaż, uprzejmie donoszę, jakie mamy dla Was propozycje
– krem z soczewicy i marchewki z kminkiem i kolendrą
– cannelloni, czyli zapiekane rury makaronowe, nadziewane pieczonymi bakłażanami i serem ricotta, zapiekane w sosie rosè z pomidorów, bazylii i oliwy, z dodatkiem śmietanki
– tarta z cykinią, bakłażanem i łagodnym salami sopressa nostrana z dodatkiem czerwonego wina
– tarta czekoladowa – blok, z dodatkiem kawałków herbatników.