Jako typowa przedstawicielka „niedzielnych” użytkowników fitnessu, zapisałam się wczoraj na miesiąc, tak jak dokładnie rok temu. Poszłam sobie wczoraj na basenik, po rocznej przerwie i muszę powiedzieć, że było bosko. Gdyby nie ta nadwrażliwość na chlor i dzisiejsze oczy królicy, byłoby jeszcze bardziej bosko – a tak w skali bóstw jestem raczej Hermesem, niż Posejdonem.
Pływając od razu weszłam w tryb poprawności, a w głowie zabrzmiały mi słowa mojej siostry-fizjoterapeutki:”Przyklej pępek do kręgosłupa”. To jedno z jej żelaznych haseł, zaznajomiona jestem jeszcze z dwoma:”Rośnij w górę”, oraz moje ulubione:”Krocze na siebie”- to przy wykonywaniu niektórych ćwiczeń. Z resztą a propos mojej siostry – byłam dwa tygodnie temu w Empiku, patrzę, a tam stoi Ewa przy stojaku z książkami. Zdziwiłam się, bo wiedziałam, że powinna być teraz w innej części miasta. Ale patrzę – włosy takie same, wzrost się zgadza, kurtka identyczna (twarzy nie widzialam, bo stała tyłem). Ale gdy spojrzałam na nogi, wiedziałam, że nijak nie może to być Ewa. Takie przeprosty w kolanach? Ona by tak nigdy nie stanęła, ona nie cierpi przeprostów w kolanach! Zadowolona z tej watsonowskiej dedukcji poszłam dalej, kupić „Pressa”.
I oto jestem dzisiaj – przygłucha na jedno ucho (woda z basenu), z czerwonymi oczami, ale wielce zadowolona. I już Wam prezentuję dzisiejszą ramówkę:
– zupa z kapusty z pesto, z pomidorami, ryżem arborio i serem grana padano
– butter chicken – kawałki piersi kurczaka w aromatycznym sosie maślano-pomidorowo-jogurtowym, z ryżem basmati i świeżą kolendrą
– tarta ze szpinakiem, gorgonzolą, serem dobbiaco i orzechami włoskimi
– blondie z białą czekoladą, nerkowcami i kremem z masła orzechowego i ekstraktu waniliowego.