Prawie by mi umknął film dokumentalny o historii wytwórni płytowej Blue Note – doskonale znanej miłośnikom jazzu. Załapałam się chyba na ostatni pokaz Pod Baranami. Ciekawa historia i mnóstwo muzyki, co nie przeszkodziło mi oczywiście uciąć sobie na początku krótkiego chrapka. Ale wiem, dlaczego tak było – jednym z występujących był Herbie Hancock – a przecież cztery lata temu podczas jego koncertu w ICE moja siostra Basia co i raz musiała mnie szturchać, bo wchodziłam swoim snem już w dość głębokie fazy. Myślę, że mózg zapamiętał.
W każdym razie dowiedziałam się, że Blue Note założyli dwaj niemieccy emigranci, którzy uciekli w latach trzydziestych do Ameryki przed prześladowaniami w swiom kraju. Oboje, jeszcze w Niemczech, usłyszeli jazz z płyt i na obu zrobił piorunujące wrażenie. Mimo że w ogóle tej muzyki nie rozumieli – chyba po prostu ją czuli. Wytwórnia – z kilkunastoletnią przerwą – funkcjonuje do dziś i jest jednym z najbardziej prestiżowych wydawnictw, gdzie artyści mają swobodę twórczą.
Mnie najbardziej zaciekawiło silne powiązanie jazzu z hip hopem. Bo w hip hopie jest mnóstwo jazzowych sampli, o czym przekonali się na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych uznani jazzmani, patrząc na wpływy ze swoich zsamplowanych utworów w postaci tantiemów. W latach osiemdziesiątych hip hop przejął także trochę buntowniczą funkcję jazzu, który w tym czasie okrzepł i wszedł na salony.
Nie mam czasu rozwinąć tematu, bo dziś jest zdecydowana przewaga pracy fizycznej nad umysłową. Ale dokument oczywiście polecam.
A dziś polecam także:
– krem z kalafiorów z pestkami słonecznika
– linguine aglio olio pomodoro z sosem z długo duszonych pomidorów w oliwie, z dodatkiem czosnku i papryczki peperoncino, z natką pietruszki i serem grana padano
– tarta z brokułami, wędzoną pancettą i serem dobbiaco
– tarta cytrynowa z bezą.