Dziś czas wyjątkowo kurczliwy a nieuciągliwy. W związku z jego nieuchronnym upływem i niemożnością wpadnięcia w godzinną lukę, trwającą tu, powiedzmy minutę, zmuszona jestem przejść prosto do sedna. A sedno dziś bogate – jak pestka awokado w porównaniu do pestki mirabelki. Są bowiem dwa dania lanczowe i (jeszcze) dwa rodzaje deseru. Jedźmy więc z listą, skoro nic więcej nie zostanie dziś wystukane na płaskiej klawiaturze iPada (swoją drogą – oglądałam wczoraj tę ich coroczną konferencję jednym okiem – jakie to jest zabawne, nadęte i wspólne jakiejkolwiek religii):
– krem porowo-ziemniaczany z tymiankiem i dodatkiem białego wina, z prażonymi pestkami słonecznika
– makaron tagliatelle alla putanesca z sosem z oliwek, kaparów i pomidorów, posypany natką pietruszki i serem grana padano
– butter chicken – kawałki kurczaka w sosie maślano-pomidorowo-orzechowym, z ryżem basmati i kolendrą – około 10 porcji
– tarta z pieczonym kalafiorem, suszonymi pomidorami i serem pecorino romano
– tarta z kremem czekoladowym z odrobiną brandy i porzeczkami
– dwa kawałki brownie z sosem karmelowym.