Nie należe do ludzi, którzy bardzo przywiązują się do rzeczy. Wprawdzie dopiero dwa lata temu pozbyłam się starego zapinanego swetra bez jednego guzika, jeszcze z czasów ogólniaka, ale on wisiał sobie na wieszaku jak mebel, wcale przeze mnie nie noszony – za duży w ramionach i trochę zdefasonowany. Nie związuję się mocno z przedmiotami, bo dość ich w życiu nagubiłam i nazostawiałam. Rodzina i przyjaciele z wesołością to potwierdzą – dość powiedzieć, że przyjaciółki z klasy usłyszawszy kiedyś slogan reklamowy: „Bilobil – już nie zapomnę” uznały, że to doskonały prezent dla mnie. Wyjść do szkoły w kapciach, bez plecaka? Byłam tam, widziałam to. Dobrze że niedaleko domu w drodze do szkoły mijałam się z Lidką, ktora szła do szkoły w przeciwną stronę – dziewczyna bystrze zauważała moje braki i zawirowania garderobiane i miałam szansę się nie zbłaźnić przed większym gronem. Tu kurtka, tam czapka, tudzież ksiązka. W tej sytuacji, gdybym tak przejmowała się utraconym dobytkiem, chodziłabym po tym padole w permanentnej depresji.
Mój małżonek to zupełnie inna para kaloszy. On pije herbatę w kubku, który ma ponad dwadzieścia lat i nie bardzo chce pić z innego. Tak różne podejścia do tematu przedmiotów rodzi czasem małe konflikty, ale specjalnie życia nie utrudnia.
Dziś zamiast zdjęcia zaserwuję Wam najznamienitszy popcorn, serwowany przez najpopularniejszego na świecie szwedzkiego kucharza. I przyznaję – trochę się z nim utożsamiam, bo kiedyś w podstawówce uwielbiałam go parodiować, ku uciesze gawiedzi.
A ku uciesze Was, których nie śmiałabym gawiedzią tytułować, mamy takie oto specjały:
– kokosowa zupa dahl z soczewicy i pomidorów
– gnocchi z pesto z bazylii, z pomidorami i serem grana padano
– tarta z pieczoną papryką, serem pecorino romano i ostrym salami
– tarta cytrynowa z bezą.