Dzisiejszy świt, ja rowerkiem do piekarni jak zwykle. Wchodzę, panie już położyły na wadze mnóstwo kromek do rubenów – rutyna jak codzień. W tle leci jakieś radio ze złotymi przebojami. I nagle, w ten swojski kadr, w tę bezpieczną, powtarzalną i ciepłą przestrzeń wbija się klinem głośne vibratio Michała Bajora:
„Nie chcę więcej, Twoje serce do życia wystarczy!
Twoje serce, co zagrzewa do walki o każdy dzień!
Twoje ser..” – tu pan Michał przerwał drżące trele, bo pani Ewa odebrała telefon. Wpadłam w jakiś taki stupor, myśląc zadziwiona, że jak to Michał Bajor w charakterze dzwonka? Nie mogłam zrozumieć. Spakowałam swoje pieczywo i pozostając przydżumiona, rzuciłam: „Dziękujemy, do widzenia” – mimo że stałam samopas. Ale być może na to nałożył się wczorajszy szok, związany z moim odkryciem, że oto w Dymie można już płacić kartą. „Od półtorej roku” – jak poinformował nas teatralnym szeptem barman. No ale ja tam nie byłam ze trzy lata, więc szok jest zrozumiały.
Dziś powoli opada ze mnie to wzmożenie, odeszły w niebyt również dolegliwości dnia poprzedniego. Mogę więc Wam przedstawić bohaterów dnia dzisiejszego, w zwyczajowej kolejności:
– krem z soczewicy i marchewki z kminkiem i kolendrą
– kurczak ze śliwkami, świeżą miętą i bulgurem
– tarta ze szpinakiem, orzechami włoskimi, gorgonzolą i mozzarellą
– ciasto drożdżowe ze śliwkami, kruszonką i nerkowcami.