Krzysztof Varga pisze dziś w felietonie dla Dużego Formatu, jak to wybrali się niedawno z Jerzym Pilchem i jego żoną do księgarni na Wiejskiej. Wzbudzili trochę popłochu, ale koniec końców Varga nabył listy Gustava Flauberta do Elizy Colet. I cały felieton jest o tej miłosnej korespondencji właśnie.
Wyobraziłam sobie, że analogicznie odwiedza mnie ktoś, z kim kiedyś pracowałam. Na ten przykład przyjeżdża tu z Anglii barwny kolega Irek, z którym miałam przyjemność pracować krótką chwilę. Polubiliśmy się. Irek jest duży, jowialny i rubaszny, więc nasze wspólne wyjście na pewno byłoby głośne, wesołe i zakrapiane trunkami. Zamiast do księgarni, udalibśmy się rzecz jasna do restauracji – dajmy na go do Ed Reda, u którego szefa Adama dane mi było kiedyś pracować. Tam, zamówiwszy jakieś sezonowane na sucho steki, oraz odpowiedni do tego alkohol, rozprawialibyśmy o naturze życia (znając Irka – rozmowa byłaby głośna i wesoła). A potem, zamiast jak Krzysztof Varga omawiać zakupiony wolumen, oddałabym się pisaniu o naturze steka, o kruchości mięsa, o doskonałym doborze dodatków. Zakładam, że tak właśnie by było – wizyta marzeń, wydarzająca się w wyobraźni, ma scenariusz doskonały i nie przewiduje podeszwy, spalenizny i nieświeżyzny. Rozmarzywszy się przedświatecznie, apeluję jednocześnie do Irka – jeśli będziesz w Krakowie, serdeczny kolego, daj znać, abyśmy udali się do jakiegoś przybytku serwującego doskonałe posiłki i przednie trunki. Wyobrażam sobie, że będzie to gargantuiczna uczta i już mi lepiej na sercu – lepiej w obliczu poniedziałku i tej ciemnicy za oknem.
Wam też może być troszeczkę lepiej, jeśli tu dziś zajrzycie – dzisiejsze jedzenie na pewno Was rozgrzeje i poprawi Wam humor. Oto co przygotowaliśmy:
– zupa z kapusty z pesto, pomidorami i serem grana padano
– kokosowe rozgrzewające curry z dyni i batatów, z kolendra, orzeszkami ziemnymi i mleczkiem kokosowym
– tarta z brokułami, suszonymi pomidorami i gorgonzolą
– czekoladowe brownie z sosem karmelowym.