Wczoraj w okolicach 19:30 nagle wysiadł prąd na Starym Podgórzu. Akurat oglądałam odcinek programu „Restauracje na krawędzi”, w którym trójka specjalistów pomaga właścicielom restauracji w różnych zakątkach świata uporać się z problemami. I nagle bęc! Świeczka (jedyna, ale własnoręcznie zrobiona przez zdolną, serdeczną koleżankę) jest, ale gdzie, do licha, jest zapalniczka?!? Szukamy z telefonami, wpadam na super plan odpalenia papierka od gazu i potem świeczki, ale gaz jest na psztyczka-elektryczka, więc nici. Wiedziona szóstym zmysłem znajduję zapalniczkę pod szafką, a mąż uruchamia lampkę od roweru. Wszystko ma potrwać dwie godziny. Idę wiec do lodówki po piwka i kładziemy się na łóżku, sącząc sobie – bo co nam pozostaje. Na szczęście wszystko trwało niecałe pół godziny, ale w obecnej sytuacji trochę strachu było.
A co do rzeczonego programu – porządna rzecz z gatunku „enterteiment” i nic więcej – ale to już dużo. I przy każdym odcinku myślałam mocniej, że „Kuchenne rewolucje” jest to bardzo gruby paździerz, a prowadząca jest tak lubiana, bo ona uwielbia ludzi gnoić. Nie widziałam tam nigdy ani grama szacunku do człowieka, widziałam za to odwieczną oś pan-cham, która ma się dobrze w naszym nadwiślańskim kraju. Oraz – widziałam, jak prowadząca kazała olej z marynaty spod surowego kurczaka wykorzystać jako winegret do sałatki (!), oraz palić śmieci za restauracją. I jeszcze proponowane zmiany wystroju – warto zobaczyć, jako podchodzą do tego twórcy „Restauracji na krawędzi” i porównać sobie z naszymi przemianami.
Skoro piszę, to znaczy że dziś jesteśmy. Wprawdzie tylko do 14:00, ale lancz jest. Nie mamy tylko wszystkich surowych rzeczy – sałatki i koktajlu – tak na wszelki wypadek.
I mamy do Was serdeczną prośbę – żeby w miarę możliwości jedzenia brać na wynos, oraz płacić zbliżeniowo kartą.
A oto nasze propozycje:
– zupa dahl z soczewicy, z mleczkiem kokosowym i pomidorami
– makaron fusili ze szpinakiem, gorgonzolą i grana padano
– tarta z pieczoną papryką, kozim serem i pestkami dyni
– tarta cytrynowa z bezą.