Trochę późno dziś, ale było malowanko w Nowym Bufecie. Małżonek się spiął i rzutem na taśmę pomalował salę dla gości. Przed nami jeszcze mnóstwo pracy, ale powoli sobie dłubiemy. Zakupiłam dziś ćwiczebnie przyłbicę, bo noszenie maseczki podczas energicznego spaceru oraz jazdy na rowerze kompletnie nie przystaje do przyspieszonego oddechu i okularów. Poza tym od oddychania pod materiałem porobiły mi się pryszcze na brodzie, postanowiłam więc wypróbować to plastikowe ustrojstwo. Wygląda dość zabawnie – trochę jak daszek na słońce noszony przez Japończyków, ale z przedłużonym przodem. Poza tym, po próbnej wizycie na poczcie – na pewno nie sprzyja jej wiatr. Wiem także, że na sto procent nie sprawdzi się podczas deszczu. Pierwsze konkluzje są takie, że raczej będę w niej pracować i poruszać się w słoneczne, bezwietrzne dni. Ale przynajmniej można oddychać normalnie, co jest baaardzo dużym plusem. A wszystkim tęskniącym za makijażem spodoba się, że można umalować usta, a szminka nie zostanie we wnętrzu maseczki.
Przechodzę do przepisu, bo czas mnie goni. Na dziś proponuję Wam krem z dyni. Zrobiliśmy go, bo było sporo dyni w zamrażarce, którą trzeba było wykorzystać. Do tego cebula, czosnek, imbir, trochę czerwonej pasty curry i 3 ziemniaki, które były w torebce pod stołem. Plus mleczko kokosowe, które zostało z poprzedniego tygodnia z curry i sok z limonki/cytryny. Już podaję proporcje – oczywiście na oko. 500-600 g dyni, 2 marchewki, 2 cebule, kilka ząbków czosnku, kawałek 3-5 cm imbiru, pół łyżeczki czerwonej pasty curry, sok z limonki lub cytryny i sól. Podsmażamy cebulę, czosnek i imbir, ddoajemy pastę, podsmażamy 2-3 minuty. Potem dodajemy pokrojoną marchewkę i dynię, plus ziemniaki jak macie i zalewamy wodą. GFotujemy do miękkości, pod koniec dajemy mleczko kokosowe 400 ml, jeśli mamy (jak nie to nie). Blendujemy, sprawdzamy czy nie za gęste – wtedy dolewamy trochę wody. Na końcu sól i sok z limonki.