Myślę, że nikt z Was nawet nie otrze się o odgadniecie, co oglądaliśmy bardzo niedawno. Otóz, Moi Drodzy, oglądaliśmy polski serial dokumentalny sprzed dwudziestu lat. Serial współtworzony przez Jacka Bławuta (wiele lat później nakręcił bardzo ładną fabułę "Jeszcze nie wieczór"). Ten serial, dostępny na YouTube – "Kawaleria Powietrzna" – opowiada o poborze i pierwszych miesiącach szeregowych poborowych w jednostce komandosów w Tomaszowie Mazowieckim. Może pamiętacie, bo czas był podobny do powstania kilkukrotnie tu wspominanej "Ballady o lekkim zabarwieniu erotycznym". Okolice roku dwutysięcznego, czas pomiędzy. Czas obowiązkowej służby wojskowej, co wielu ówczesnych młodzieniaszków uważało za koszmar i piekło. Teraz, gdy od wielu lat nie trzeba już po szkole średniej udawać się na komisję wojskową, dziewiętnasto- i dwudziestolatki nawet nie zdają sobie sprawy, jaki strach wiązał się np. z niedostaniem się na studia (wtedy były egzaminy).
W serialu kamera towarzyszy młodziakom już na etapie komisji poborowej i pokazuje ich strach, niepewność, ale czasem także zadowolenie z możliwości trafienia do wojska. Najlepsi z rekrutów, po wstępnym przeszkoleniu, trafią do elitarnych czerwonych beretów i będą świetnie wyszkolonymi komandosami.
Kamera towarzyszy im wszędzie – w dormitoriach, na poligonie, w stołówce, na przepustkach. Widzimy ich przerażone twarze, ich zmagania podczas ćwiczeń, przemowy dowódców i pokrzykiwania kaprali. Co ciekawe – a niemożliwe w tych czasach – kamera nie odpuszcza nikomu, wchodzimy we wszystkie zakamarki poligonów i koszar, a żaden piarowiec nie próbuje naprawiać wizerunku armii. Dziś coś takiego by nie powstało – nikt by nie wpuścił filmowców za mur, a jeśli już, dostalibyśmy pewnie słodki, ugrzeczniony i mdły obrazek. A najlepsze jest to, że po obejrzeniu pierwszego sezonu, wcale nie odsądzaliśmy armii od czci i wiary – wypada ona dość pozytywnie, a przede wszystkim autentycznie. Nie oglądaliśmy już dalej, bo szkolenia wyselekcjonowanych szeregowych są dużo mniej ciekawe, niż zbieraniny poborowych, wrzuconych w kręgi piekielne – bo część tak odbiera wojsko. Jeśli macie ochotę poobserwować te procesy od środka, wyszukajcie sobie serial na YouTube. I nie zdziwcie sie, gdy kiedyś po wejściu do Nowego Bufetu przyłapiecie mnie na śpiewaniu tubalnym głosem:
"Do Kawalerii wstąpić chciałem
Swoje kochanie długo prosić musiałem:
Słuchaj kotku, nie martw się
Bo w Kawalerii wcale nie jest źle!"
Te wersy zostają w człowieku na długo.
A tak poza tym, zapraszam na dzisiejszy popas. Mamy dwie zupy i dwa lancze – na bogato:
– krem z dyni z mleczkiem kokosowym, imbirem i limonką
– krem kalafiorowy
– butter chicken z ryżem basmati i kolendrą
– makaron linguine z sosem aglio olio pomodoro, duszonym cztery godziny, posypane serem grana padano i natką pietruszki
– sernik nowojorski z musem malinowym.