W ramach naszej śieckiej tradycji, którą kultywujemy od niedawna, wybraliśmy się w niedzielę na rowery. Nie planujemy dużych wycieczek – tak do trzydziestu kilometrów w obie strony. Oznacza to w zasadzie, że poruszamy się w granicach administracyjnych Krakowa, albo w szeroko pojętej aglomeracji krakowskiej. Tydzień temu odkryliśmy Witkowice – do niedawna uroczą małą wioskę, granicząca z Prądnikiem Białym i z blokowiskiem na Kuźnicy Kołłątajowskiej – teraz już część Krakowa. Bardzo ładne okolice – polecam na popołudniowy rowerowy wypad. Wczoraj natomiast udaliśmy się do Swoszowic – dawnego uzdrowiska, które teraz wykonuje jakieś zabiegi, ale całość wraz ze starymi zabudowaniami i parkiem, jest mocno podupadła. W Swoszowicach jest również do obejrzenia fort. I w zasadzie to wszystko – reszta osiedla (Swoszowice są teraz częścią dzielnicy XIII Podgórze, czyli naszej dzielnicy) to zwyczajna wioska, bez żadnych fajerwerków. Hutę i Płaszów mamy bardzo dobrze obcykane, ścieżka do toru kajakowego jest śliczna, ale zbyt tłoczna , a ostatnio anektowana przez dość agresywne grupy jeżdżące stadem i niezwracające uwagi na innych. W pandemii odkrywałam osiedle Cegielniana – pogranicze Łagiewnik, Ruczaju i Borku Fałęckiego. Myślę jeszcze o zwiedzeniu Mistrzejowic – nie wiem czy coś ciekawego tam jest, ale w sumie to mało istotne – nigdy tam nie byłam i byłaby to wycieczka z pobudek – nazwijmy je – topograficznych. Będąc na Prądniku Czerwonym obejrzałam sobie dość nowy i ciekawie zaaranżowany park Reduta – chociaż faktycznie ilość koszy na śmieci, nagromadzona tam w zasadzie w jednym miejscu, jest dość kuriozalna. Jak znacie jakieś fajne traski – dajcie cynk.
Tymczasem zapraszam na lancz. A dziś – szczerze mówiąc – lancz jest bardzo smakowity. Oto jakie są nasze propozycje:
– minestrone
– czerwone kokosowe curry z dyni i batatów, ze szpinakiem, kolendrą, orzeszkami ziemnymi i ryżem basmati
– tarta z pieczonym kalafiorem, suszonymi pomidorami, serem dobbiaco i bazylią
– sbriciolata z truskawkami i serem ricotta.