Tuż przed udaniem się na wczorajszy nocny spoczynek, sprawdziłam jeszcze messengerowe konwersacje. Okazało się, że na grupę rodzinną siostrzenica – kiedyś nasza dzielna bufetowa pracownica – wrzuciła link do
piosenki Andrzeja Rosiewicza o Donaldzie Trumpie. Powiedziałam o tym małżonkowi, ale chciałam obejrzeć filmik dziś rano. Bałam się bowiem, że obejrzany przed zaśnięciem Andrzej Rosiewicz zawita do mojego snu, a ja go tam wcale nie pragnęłam. Małżonek jednak chciał natychmiast, więc z duszą na ramieniu odpaliłam petardę. Naszym oczom ukazał się pan Andrzej, rzutko hasający w studiu, w towarzystwie młodej dziewczyny, w stroju ulicznego urwisa. Hasanie nie było chaotyczne – jako zwierzę… Więcej