W związku z paskudną weekendową aurą, miałam doskonałą okazję ku temu, by wypróbować nabyty w charakterze prezentu imieninowego przeciwdeszczowy płaszcz. Uświadomiłam sobie bowiem, że wśród masy różnego rodzaju wdzianek przejściowych i wiosennych, brakuje mi absolutnie odzieży funkcyjnej. A wiosenna latosia (choć może powinnam napisać „wiosnosia”?) aura wydatnie sprzyja tego rodzaju zakupom. Przyznaję – chowany do własnej kieszeni płaszczyk, o niesiermiężnym designie i ładnym morskim kolorze zdał egzamin z deszczoodpornosci na szóstkę – zwłaszcza kiedy wracałam w sobotę z Borku Fałęckiego w intensywnej ulewie. W Borku robiłam za swego rodzaju królicę doświadczalną na kursie z igieł dla fizjoterapeutów. Prowadzący zajęcia praktyczne specjalista od akupunktury powbijał mi sporo igieł nie w tę rękę, którą pracuję i przeciążać, ale w drugą. I siedziałam tak sobie że dwadzieścia minut z igłami w przedramieniu i słuchałam wykładu z embriologii i innych takich. A że biologię zawsze lubiłam, był to czas ciekawy. Oprócz bycia królicą doświadczalną, byłam pod koniec kimś w rodzaju kobiety z brodą, ponieważ prowadzący kazał mi ścisnąć swoją rękę, a następnie powiedział kilku uczestnikom kursu, żeby również sprawdzili siłę mojego ścisku. Włożyłam w niego cała krzepę z krojenia warzyw i było to powodem do żartów kwestionujących moją płeć, ponieważ ścisk okazał się za mocny, jak na ich standardy. Pośmialiśmy się, podziękowałam i zniknęłam malowniczo w rzęsistym deszczu. Ostatnia kobieta z brodą w Krakowie 😄
Jako następna fraza aż ciśnie się tekst: Dziś sam jestem dziadkiem…”, ale może zostawmy już kwestie płci i skupmy się raczej na zaopatrzeniu w jedzenie dnia dzisiejszego. Dziś bowiem przygotowaliśmy dla Was taki oto zestaw:
- krem kalafiorowy z prażonymi pestkami słonecznika
- chili con czarne z wołowiną, fasolą i papryką, podawane z kolendrą, kwaśną śmietaną i grillowaną tortillą
- tarta szparagowa z kozim serem i skórką z cytryny
- tarta czekoladowo-kajmakowa.