Nowy Bufet

NOWY BUFET
UL. MOGILSKA 15A
TELEFON 12 346 17 49
PN–PT 10.00–15.00

9 sierpnia 2021

Czy nauczony doświadczeniem, rozsądny człowiek, wybiera cztery tygodnie później ten sam pociąg, który przez trzy godziny koczował pod Tomaszowem i wydłużył jego podróż do ośmiu i pół godziny? Oczywiście że nie. Czy ja zachowałam się jak rozsądny człowiek? Niestety, zachowałam się jak typowa Magda i podjęłam to ryzyko po raz drugi. Tym razem reperkusje były innego typu – otóż – już na dworcu w Krakowie okazało się, że ów pociąg przyjedzie z opóźnieniem 120 minut, bo zalało tory między Chabówką i Zakopanem, skąd do nas zmierzał. Mogłam się tego spodziewać, ale trudno – usiadłam w dworcowej cukierni, zakupiłam kawę i loda, zapomniawszy z wrażenia, że boli mnie gardło i siedziałam czytając i z lekka użalającej się nad sobą. Starsza siostra pisze: „Ja bym ruszyła na wyprzedaże!”. Mąż też zachęcił tekstowo, że to wspaniały pomysł i żebym sobie coś kupiła. Polazłam więc do galerii, sprawdzając uprzednio, że opóźnienie zwiększyło się do stu dwudziestu ośmiu minut. Zakupiłam sobie malutkie kolczyki i wróciłam, mając jeszcze jakieś niecałe pół godziny z owych stu dwudziestu ośmiu minut opóźnienia. Idąc na peron widziałam na tablicy elektronicznej że ciagle jest opóźniony. Ale dochodząc do swojego peronu usłyszałam nagle, że mój pociąg odjeżdża. Pobiegłam po ruchomych schodach. Tam grupka takich jak, ja w tym dziewczyna, której walizka została w środku – w tych wagonach, które przyjechały wcześniej z Krynicy i czekały na dworcu na doczepienia do pociągu właściwego. Panika, zamieszanie, dziewczyna od walizki pobiegła gdzieś z krzykiem. Ja, dwie Ukrainki i jakiś Azjata pobiegliśmy do informacji dowiedzieć się, co tu się właściwie wydarzyło. Pani nie była nam w stanie wyjaśnić, poza oczywistym faktem, że pociąg bez ostrzeżenia pojawił się i zniknął. Byłam zła i spanikowana, ale zależało mi na dojechaniu do domu, bo miałam umówione spotkanie po dwudziestu pięciu latach z przyjaciółką z podstawówki. Kupiłam więc bilet na pendolino za miliony monet i wsiadłam. Jako że pendolino jechał dużo szybciej, a tamten uciekinier miał mnóstwo opóźnienia, miałam pół godziny zapasu, żeby go złapać na Centralnej. Sprawdzałam co i raz, jak tam z tym opóźnieniem i ciagle było sto minut. Aż tu nagle, przed samą Warszawą patrzę, a tam się zrobiło nie wiadomo skąd minut pięćdziesiąt, co absolutnie wykluczało, że na niego zdążę. Biegiem do kierownika pociągu, co tu robić. Obok kabiny kierownika spotkałam panią od zgubionej walizki. Miała ją odebrać w biurze rzeczy znalezionych. Okazało się również, że pasażerów z mojego pociągu umieścili w tym pendolino, trzeba było tylko pobrać bezpłatny bilet w kasie. Nie wszyscy jednak się zmieścili – czyli z jednej strony sfrajerzylam się wydając pieniądze na bilet, ale z drugiej – kto wie, czy bym pojechała. Kierownik trochę na mnie naskoczył, że nie zgłosiłam wcześniej, że się przesiadam, ale mu wytłumaczyłam, że monitorowałam spóźnienie, które nagle się drastycznie zmniejszyło. Okazało się, że pociąg puścili przez magistralę, inną trasa i dlatego nadrobił. Na szczęście na Centralnej stał pociąg do Olsztyna, który czekał m. in. na nas. Dostałam od kierownika świstek i wsiadłam do tego pociągu. I to był już koniec mojej gehenny – udało mi się dojechać do Ciechanowa tuż przed dwudziestą drugą. Czyli jednak sukces – dwie godziny lepiej niż ostatnio.
Aha, kierownik pendolino powiedział, że za ten bilet mi oddadzą, muszę tylko złożyć reklamację – jadnak mieli świadomość, że dali ciała na całej linii. Pani od walizki powiedziała, że ludzie rozeszli się po dworcu, bo kilkakrotnie słyszeli zapewnienia, że te sto dwadzieścia minut nie ulegnie zmniejszeniu. A ona sama wyjechała z Centralnej nad morze dopiero około północy.
W domu trochę się wyczilowałam na leżaku w słońcu, ale co przeżyłam to moje. Próbowałam sobie nawet organizować potencjalny nocleg w Warszawie i o mało co nie zepsułam dobrej koleżance randki, swoim pojawieniem się.
Już nigdy TLK 15:29 do Ciechanowa. To mówiłam ja – Jarząbek Wacław. Aż chce się zaśpiewać „Łubudubu”.
A co dziś w menu? A już piszę:

  • krem kalafiorowy z olejem z pestek dyni
  • tajska wołowina massaman w mleczku kokosowym, z orzeszkami ziemnymi, świeża kolendrą, ziemniakami i ryżem basmati
  • tarta porowa z gorgonzola, tymiankiem i orzechami włoskimi
  • sernik nowojorski z musem malinowym.