Byłyśmy wczoraj z siostrzenicą w kinie na „Annette”. Był to bardzo rzadki przypadek filmu, na którym wynudziłam się jak mops. Po skończonym seansie pierwsze pytanie Kasi brzmiało: „I jak tam? Spałaś?” Pytanie było jak najbardziej zasadne, a jak na ironię – tym razem pierwszy raz w życiu przez cały seans miałam nadzieję, że właśnie tym razem utnę solidnego chrapa – było nas bardzo mało na sali, a z ekranu Adam Driver ciagle melorecytował – nikt by nawet nie zauważył skromnego dzięcioła. No ale sen nijak nie chciał przyjść – może pojawia się wtedy, kiedy film mnie interesuje, jakimś przewrotnym zrządzeniem losu? Bardzo chciałam coś dla siebie z „Annette” wyłuskać – rozumiem konwencję rock opery, zaczaiłam zabieg z lalką – No ale nic w tym obrazie nie było mnie w stanie porwać. A jak na produkt głównie śpiewany, ma tylko jedną w miarę niezłą piosenkę – która wybrzmiewa na samym początku. Adam Driver był świetny, Simon Helberg tez niczego sobie, ale Marion Cotillard w ogóle mnie nie przekonała. Czasem tak jest z filmami, kiedy kreacja aktorska o kilka długości przewyższa cały film – było tak z reszta z samą Marion Cotilliard w „Niczego nie żałuję” – po obejrzeniu pomyślałam tylko: „Co za wspaniała rola w mocno średniej produkcji”.
Marzyłam również o wyciągnięciu telefonu, ale oczywiście się powstrzymałam. Zastanawiałam się także nad wyjściem z kina, ale nie widziałyśmy się z Kasią długo i chciałam zamienić z nią chociaż kilka zdań po wyjściu. Mogłabym powiedzieć, że grałam główną rolę w filmie „W impasie”. Ale tak nie powiem, bo w „Big Lebowski” był film w filmie pod tym samym tytułem, w którym grała Bunny Lebowski. Film był dla dorosłych i jak teraz przypomnę sobie jego pierwsza scenę to myślę, że być może bardziej by mnie wciągnął.
Czytałam też entuzjastyczne opinie, dlatego jeśli mieliście seans w planach to się wybierzcie – w końcu rock opera to gatunek rzadko spotykany na dużym ekranie. A Adam Driver, mimo że w sumie nie jest specjalnie atrakcyjny, to jakoś tak jednak jest. A „Annette” eksploatuje jego cielesność.
U nas za to dostaniecie dokładnie to, co Wam zaraz napiszę. Solidną kitchen operę, składającą się z piosenek, które już znacie – a te jak wiadomo najbardziej się lubi. Oto propozycje:
- dawno nie widziana zupa z kapusty z pesto, ryżem arborio i serem grana padano
- gnocchi z gorgonzolą, pomidorami i natką pietruszki
- tarta z pieczonym bakłażanem, karczochami i chorwackim serem z mleka bawolego – podobnym do fety, ale delikatniejszym
- ciasto drożdżowe ze śliwkami i kruszonką.