Moi Drodzy – odwiedzili nas wczoraj nasi katalońscy gospodarze pod postacią Remiego i Diany! Przylecieli do Polski, a że grafik mieli ekstremalnie napięty, zdążyli tylko wpaść do nas na pogawędkę i popas. Szkoda że nie dłużej, ale bardzo nas tym ucieszyli. Co ciekawe – kiedy byli w Polsce chyba 3 lata temu w kwietniu na Wielkanoc, w Polsce była wtedy regularna zima. Diana przecierała oczy ze zdumienia że coś takiego może się wydarzyć w kwietniu, podczas gdy w Katalonii jest wtedy rozkwit wiosny. Za to tym razem los okazał się łaskawy i wynagrodził tamte niedogodności – we wszystkie dni ich pobytu było słonecznie i dość ciepło.
A, chciałam Wam jeszcze napisać, że Diana na co dzień zajmuje się w Barcelonie profesjonalnym fotografowaniem mody. I nie mogła zrozumieć, czemu ktoś puścił na billboard to zdjęcie z budynku naprzeciwko. Ono jest złe w każdym aspekcie. Ono w ogóle nie powinno się wydarzyć. Cóż – miejmy nadzieję, że powisi tylko do końca miesiąca a potem nie dadzą nic, albo dadzą coś choć trochę cieszącego oko.
Mama nadzieję, że widok dwójki zadowolonych ze spożytego jedzenia ludzi, oraz małe zdjęcie tarty wytrawnej ucieszą choć trochę Wasze oczy. A tarta to i nawet ma szanse ucieszyć czyjeś podniebienie. Dziś całkiem fajny lancz – już Was zapoznaję ze szczegółami:
- florencka zupa z fasoli z jarmużem i grzankami
- krem z dyni z mleczkiem kokosowym
- tajska wołowina massaman z orzeszkami ziemnymi, kolendrą, kawałkami ziemniaków i ryżem basmati
- tarta z pieczonym kalafiorem, pomidorkami, serem provolone i pestkami dyni
- sbriciolata z czarnymi porzeczkami i ricottą.