Na pozór wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi, postrzegamy świat podobnie i mamy zestaw tych samych problemów – od Grenlandii po Australię. Jak człowiek zaczyna drążyć, zastanawiać się i zgłębiać historię, to okazuje się, że bardzo duże znaczenie dla naszego postrzegania świata ma szerokość geograficzna, pod którą przyszliśmy na świat. To, w jakim kraju się urodziliśmy, jakie są historie naszych przodków, jakich mamy sąsiadów, jakie ważne wydarzenia w historii naszego kraju miały miejsce. Człowiek na codzień, między gotowaniem zupy, robieniem zamówień i odpoczynkiem nie zastanawia się nad tym w ogóle, zostawiając te dywagacje specjalistom. Ale w niecodziennych okolicznościach to wszystko nagle wchodzi do głowy. Do mojej głowy weszło mocno, zwłaszcza że zawsze interesowałam się historią. A w historii jest wiele odpowiedzi na pytania współczesności. Kto? Jak? Dlaczego? Czemu dany kraj sprzyja tamtemu, ma słabość do siamtego i nie znosi owych? Jak kształtowały się sojusze na przestrzeni wieków. Dlaczego Ukraińcy są tacy waleczni? Myślę o nich, jako o potomkach Kozaczyzny, myślę z resztą już zupełnie inaczej niż na lekcjach historii – kiedy to Powstanie Chmielnickiego uważałam za coś w rodzaju ropiejącego wrzoda, wypadku przy pracy, który dodatkowo nas osłabiał we wszystkich wojnach w siedemnastym wieku. Z ich perspektywy to była walka o wolność i wykorzystanie okazji, że Rzeczpospolita musiała walczyć na kilku frontach jednocześnie.
Wczoraj wracałam rowerem do domu i słuchałam „Knajpy Morderców” – jest tam wers o czarnych sotniach. Od razu zatrzymałam się na poboczu, żeby poczytać więcej o tym rosyjskim protonazistowskim zjawisku, bo coś tam pamiętałam, ale niewiele. W łazience, tuż po wzięciu prysznica zgłębiałam historię serbskiego nacjonalizmu, który doczekał się swojego hasła w Wikipedii. Staram się pozbierać do kupy wszystko co się ostatnio wydarza i jakoś to umiejscowić na mapie dziejów. Zrozumieć. Czemu tylko 44 procent Węgrów uważa napaść Rosji na Ukrainę za agresję? Przecież Orban nie rządzi aż tak długo, żeby ludzie byli tak zastraszeni i mieli tak wyprane mózgi jak w Rosji?
Głowa mi paruje od przyswajanej, przypomnianej i systematyzowanej wiedzy, a mimo to nie mam wrażenia, że rozumiem więcej. Czy dam sobie spokój? Nie sądzę – to wszystko jest jednak zbyt ciekawe. Ciekawe na tyle, ze siedząc w kinie na „Batmanie” zastanawiałam się, co ja tu w ogóle robię i jak bardzo mnie to teraz nie obchodzi.
Obchodzi mnie cały czas tak samo praca, czyli karmienie Was. Dzisiejsza produkcja żywnościowa już jest na finiszu, a jej efekty są następujące:
- krem kalafiorowy z pestkami słonecznika
- quesadilla – grillowana tortilla z serem, szynką, cukinią i kukurydzą + sałata z winegretem
- tarta z pieczarkami, oliwą truflową, serem lazur i pestkami dyni
- blondie z białą czekoladą, prażonymi nerkowcami i kremem z masła orzechowego.