W związku z weekendowym wyjazdem małżonka, zamykamy dziś nasze podwoje trochę wcześniej, bo o 14:20. Weźcie to pod uwagę w swoich planach lanczowych.
A ja? Cóż ja będę porabiać? Mam plany, żeby trochę czasu spędzić w towarzystwie Elvisa, w klimatyzowanym, ciemnym wnętrzu. Mam nadzieję, że to Was nie dziwi – w końcu wszyscy dobrze wiemy, że Elvis żyje. Kto chce się o tym przekonać, wystarczy że wybierze się na seans filmowy z jego udziałem, zatytułowany jego imieniem. Inną formą udowodnienia sobie, że ten genialny piosenkarz, władca tłumów, wciąż jest wśród nas, jest zabranie swojej drugiej połówki do Las Vegas i poproszenie go o udzielenie ślubu. Sposób trudniejszy, droższy i wymagający znacznie więcej zachodu, ale jakże spektakularny.
Będzie więc Elvis, będzie mnóstwo czytania, będzie szeroko pojęty relaks – a tego potrzebuję najbardziej, jak się okazuje. Skoro bowiem zdarza mi się w tygodniu usnąć w okolicach 19:30 i nie obudzić się aż do budzika dnia następnego…. Znaczy to niechybnie, że relaksu i odpoczynku musi być w wolnych chwilach jak najwięcej. Zakupiłam sobie wczoraj na tę okoliczność wielkiego arbuza, którym to będę raczyć się przez cały weekend. Zorganizuję sobie także chłodnik litewski – myślę że na sobotni upał będzie to obiad w sam raz. Nie będę się jednak wysilać – zakupię sobie na te okoliczność już ugotowane i obrane buraczki – w końcu gaz drożeje, a gotowanie powoduje podniesienie temperatury w mieszkaniu. Tylko minimalne czynności wokół podstawowych życiowych potrzeb – to oprócz relaksu moje motto na ten weekend. Wy też wypoczywajcie i się nie przemęczajcie. Przed wypoczynkiem wpadnijcie jeszcze na lancz do nas. Propozycje są następujące:
- gazpacho – hiszpański chłodnik z pomidorów i papryki
- makaron tagliatelle ze świeżymi pomidorami, bazylią, oliwą extra vergine, czosnkiem i serem grana padano
- tarta z pieczoną dynia hokkaido, kozim serem i tymiankiem
- sernik nowojorski z musem truskawkowym.