Zawsze, kiedy to tylko możliwe, albo kiedy mam więcej czasu, skrzętnie omijam Starowiślną. Jeżdżę nią wtedy kiedy muszę, ale naprawdę jej nie lubię. Dla rowerów jest kompletnie nieprzyjazna – dopiero jak człowiek rozedrze się przez skrzyżowanie z Dietla i plątaninę torów tramwajowych, ma wtedy oddzielny, bezpieczny tor – w drodze do Rynku trzeba jeszcze tylko pokonać absolutnie dzikie skrzyżowanie pod Poczta Główną, gdzie wszyscy jeżdżą w cały świat i nie biorą jeńców. Relaksacyjną przejażdżką bym tego nie nazwała. No ale jeśli człowiek już skądś wraca i nie pędzi do domu jak szalony, można sobie pojechać Plantami, pod Wawelem, wzdłuż Wisły i wyjechać z bulwarów dopiero na Kładkę Bernatka – i to jest naprawdę piękna, odprężająca i bezkolizyjna trasa.
Dlatego też z takim utęsknieniem czekam na zbudowanie mostów kolejowych, a wraz z nimi całej infrastruktury rowerowej – alternatywnej do Starowiślnej, bezkolizyjnej drogi z Podgórza aż do Rynku. Ależ to będzie wygoda! Wiem, że za rok będę już starsza, i wcale nie mądrzejsza, ale w tym wypadku chętnie bym przyspieszyła koło czasu, żeby znaleźć się już we wrześniu Anno Domini 2023 i przemieszczać się tamtędy.
Chociaż na niespieszne powroty i tak rezerwuję Planty i bulwary…
A do pracy jeżdżę znienawidzoną przez wielu ścieżką rowerową wzdłuż Grzegórzeckiej i bardzo ją sobie chwałę i cieszę się że powstała, bo korzystam z niej cały rok.
A żeby samochodowcy nie poczuli się za bardzo rozdrażnieni, zdecydowałam, że już przejdę do dzisiejszego menu 🙂
Oto ono:
- krem z selera z prażonymi orzechami włoskimi
- perski kurczak że śliwkami, bulgurem i miętą
- tarta z pieczonym bakłażanem, serem pleśniowym Lazur, pestkami dyni i oliwą extra vergine
- sbriciolata z porzeczkami i ricottą.