W czwartek wieczorem zaczęłam czytać „Przyjdzie Mordor i nas zje” – już dawno wydaną, dla mnie absolutnie zachwycającą książkę Ziemowita Szczerka – o jego Podróżach po Ukrainie kilkanaście lat temu. Wiedziałam, ze jak już zacznę, to wciągnę się na amen – wzięłam nawet w piątek w naiwności czytnik do pracy – oczywiście nie miałam nawet czasu żeby na spokojnie zjeść obiad, ale przecież mogło być inaczej.
Ziemowita Szczerka bardzo cenię jako dziennikarza – reportażystę, a z książek, które napisał – przyznaję ze skruchą – czytałam dotąd tylko „Siódemkę” – którą każdy, kto zna tę trasę na odcinku Kraków- Warszawa, powinien przeczytać. Rzecz totalnie odjechana i niesamowicie zabawna.
Mogę wręcz powiedzieć, że jestem zakochana w stylu pisania Szczerka – styl to na pozór niedbały, niepozbawiony wulgaryzmów i kolokwializmów, ale wspaniałe oddający to, co chce nam przekazać. A oprócz ćpania, picia i innych przygód dwudziestokilkulatka, „Przyjdzie Mordor…” jest naszpikowana znakomitymi obserwacjami i analizami na osi wschód/zachód.
Kotlet to odgrzany, a mi smakuje jak świeżusieńki wiener schnitzel, albo cotoletta alla milanese. Żarcie niby proste, przaśne, ale kiedy zrobione z najlepszych składników, jest po prostu wyborne. Kto nie próbował, niech sobie zorganizuje – po stokroć polecam.
Bardzo gorąco polecam również dania, które przygotowaliśmy dla Was na dzisiejszy lancz. Oto propozycje:
- krem z soczewicy i marchewki z kminkiem i kolendrą
- chili con carne z wołowiny, z fasolą, papryką i pomidorami, podawane z grillowana pszenną tortillą, kolendrą i kwaśną śmietaną
- tarta z pieczoną dynią hokkaido, kozim serem dojrzewającym i pomidorkami
- tarta waniliowa ze śliwkami węgierkami.