Z ogromnym zaskoczeniem i jeszcze większym smutkiem/ prawie rozpaczą przyjęliśmy wiadomość, że Streat Slow Food w niedzielę zamknął podwoje. Zauważyliśmy to wczoraj wieczorem. – weszłam na ich fejsbuka i tam było pożegnanie, ale bez podania przyczyny. Nie wiem, dlaczego się zamknęli – może przywaliło im dziesięciokrotnie większym rachunkiem za prąd? Może im się w jakiś inny sposób cyfra nie zgadzała. Faktem jest, ze to koniec pewnej epoki. Jeśli miejsce, które robi burgery z pierwszej trójki w prawie milionowym mieście się zamyka, to my z większa trwogą patrzymy w niepewną przyszłość. Inflacja zbiera żniwo, rachunki za prąd zbierają jeszcze większe. My mamy umowę do października przyszłego roku i na razie opłaty nam nie wzrosły – poza trzydziestoprocentową podwyżka w zeszłym roku. Inflację odczuwamy bardzo, ale skoro padają takie miejscówki, to nie wróży nic dobrego.
I gdzie my teraz pójdziemy po pracy, kiedy ruch będzie tak duży, że nic nam nie zostanie na obiad? Muszę chyba w końcu wybrać się do mojego meksykańskiego kolegi Jeronimo na Starowiślną i spróbować jego specjałów, bo opinie ma wyśmienite. Ale jakoś jeszcze nie dotarłam – może to będzie impuls.
Miało być o kinie, a były smutki, obawy i rozterki – zainteresowanych odsyłam do jutra. Niektórzy śmieją się teraz, że suspens się nie odwiesił i znowu trzeba będzie jutro śledzić nasz fanpejdż, żeby się dowiedzieć tytułu filmu i moich wrażeń. Przysięgam, ze nie jest to celowe podkręcanie – tak po prostu wyszło 😄
A co dziś na lancz! A smakowitości. Już Wam klaruję:
- krem z soczewicy i marchewki z kminkiem i kolendrą
- makaron fusili z ragu bolońskim z wołowiny i warzyw, z serem grana padano i natką pietruszki
- perski kurczak ze śliwkami, bulgurem i miętą
- tarta z pieczoną czerwoną papryką, oliwkami liguryjskimi, fetą i bazylią
- brownie z sosem karmelowym.