Wczoraj o czwartej rano, jeszcze długą chwilę przed budzikiem, nagle otworzyłam oczy. Gdybym była narysowana w komiksie, nad moją głową pojawiłaby się rozbłyskająca żarówka, albo napis EUREKA!
Od miesiąca bowiem próbuję znaleźć moja słuchawki i mi zupełnie nie wychodzi. Ostatni raz miałam je na sobie, kiedy odwiedzała nas siostra Basia. U nikogo nie zostały, ciepłe kurtki przeszukałam. Po prostu pogodziłam się z faktem, że ustrojstwo zostało zgubione – zgubione przeze mnie. Nawet by mnie to nie irytowało, ale ledwie zdążyłam dokupić do nich przełączkę za niebagatelną kwotę pięćdziesięciu pięciu złotych. A tu i przełączki i słuchawek nie ma.
Aż tu nagle wczoraj – iluminacja. Obudziła mnie hipoteza, granicząca z pewnością, że oto słuchawki leżą sobie grzecznie w kieszeni skórzanej kurtki, którą przecież miałam na sobie jedenastego listopada, bo to był ostatni ciepły dzień.
Po sprawdzeniu zawartości kieszeni rzeczonej skórki, z triumfem wyciągnęłam z prawej dolnej moje słuchawki. I próbuję rozkminić – dlaczego prawda o słuchawkach przyszła do mnie o tej godzinie i w takiej formie? Skoro potraktujemy czwartą nad ranem jako przysłowiową godzinę prawdy, sprawa wydaje się nabierać więcej sensu 😉
Najważniejsze że zguba się znalazła, bo słucham na słuchawkach sporo muzyki i naprawdę mi ich brakowało. Gdyby nie to osobliwe olśnienie, znalazłabym je na dopiero wiosnę – kto wie, czy do tej pory nie zakupiłabym w desperacji kolejnej pary, żeby zadośćuczynić swoim pragnieniom, żeby ukochana muzyka była ze mną blisko…?
Potraktowałam to jako prezent od losu na Mikołajki.
Dla Was w formie prezentu mamy jedynie dzisiejszy lancz. A biorąc pod uwagę jego popularność – wielu z Was może go właśnie w taki sposób potraktować.
A oto propozycje:
– florencka zupa z fasoli z jarmużem i oliwą
– quesadilla z serem, szynka, kukurydzą, cukinią, plus sałata z winegretem miodowo-musztardowym
– tarta z dynią, fetą i pomidorkami cherry
– tarta z pieczonym kalafiorem, cheddarem i oliwkami liguryjskimi
– tarta czekoladowo – kajmakowa.