Naprawdę podziwiam mojego męża za wytrwałość, z jaką drąży polskie internetu w poszukiwaniu wiedzy. Umyślił sobie, że krok pokroju pozna youtubowe reprezentacje wszystkich opcji politycznych. I od kilku lat konsekwentnie bierze na siebie ten cały shit, cierpliwie wyszukuje komentujących rzeczywistość z Orawa i z lewa i przyjmuje na klatę ich paplaninę. Że najbardziej skrajni na lewicy i prawicy są na końcach podkowy, w związku z tym jest im do się siebie bliżej niż może się na pozór wydawać – to raczej wiadomo. Ale generalnie jest tak, że kanały prowadzą atencjusze i wodolejcy. Jakieś dwa lata temu mąż przyglądał się prawicowcom, konfederatom i osobliwościami w stylu Witolda Gadowskiego – w pewnym momencie jednak przedawkował – oczywiście przedawkowanie zbiegło się z pandemią i wszystkimi tymi szurowatymi teoriami spiskowymi. Bardzo chciał również dowiedzieć się, jak tam sprawa wygląda na lewicy i ostatnio przypadkiem trafił na pana, reprezentującego tenże komentariat, kiedy to pan był gościem jednego historyka, którego mąż ogląda regularnie. Włączyłam sobie owego pana- lewicowca i ja – chciałam zobaczyć odcinek o takim śmiesznym facecie z branży nieruchomości, który organizuje pospołu z konfederackimi gwiazdami i sympatyzującym dziennikarzami jakieś szkolenia – męskie wypady w Bieszczady, oraz kongresy dla naiwnych. Niestety, nie dało się tego oglądać – lewicowy pan ma żadną wiedzę z kapelusza, jest atencjuszem do potęgi, a jego sposób artykulacji słów jest dla mnie nieznośny. Małżonek wytrzymał dłużej, obejrzawszy jeszcze kilka odcinków, bo on ma wysoki próg bólu, ale generalnie też wymiękł. Słuchanie tych głupot potraktowałam jak gwałt na mózgu i więcej do pana nie wróciłam.
Czy są jakieś plusy przyswajania tych treści? Dla mnie jest jeden duży – odkryłam mianowicie, że wcale nie mam lewicowych poglądów, ale jestem liberałką, z przechyłem na lewo. Ale nie taka liberałką w polskim potocznym rozumieniu, bo typowy polski liberał to jest po prostu konserwatysta. A już obyczajowo jest to konserwatysta do kwadratu.
Czyli poglądów nie zmieniłam, ale się okazało, ze jest na nie definicja – inna niż sobie to wyobrażałam. I trzeba to godnie przyjąć.
Przyjmijcie i Wy – oczywiście równie godnie – nasze dzisiejsze propozycje:
- krem z groszku z jogurtem i miętą
- kilka porcji kremu z soczewicy i marchewki
- makaron fusili z ragu bolońskim, natką pietruszki i serem grana padano
- tarta z pieczonym kalafiorem, suszonymi pomidorami i grana padano
- sbriciolata z czarnymi porzeczkami i serem ricotta.