Muszę przyznać, ze wypoczynek polegający na totalnym nicnierobieniu, na odpoczywaniu rozumianym dosłownie – jako braku aktywności, to dla mnie najlepsza jego forma. Po kilku takich dniach czuję, że moja ciało naprawdę się zregenerowało, że umysł odpoczął, oparty o poduszkę na kanapie. Oczywiście samo siedzenie w domu nie wchodzi w grę – do odpoczynku dochodzi też spacer – taki spacer w sam raz, do dziesięciu kilometrów, tudzież niewielka wycieczka rowerowa. To było pierwsze kilka dni zupełnie wolnych od pracy, które mieliśmy od początku stycznia – musieliśmy więc odczekać pełne trzy miesiące, żeby mieć więcej niż jeden dzień wolny pod rząd (niedziel nie liczę, bo i tak musimy tu przyjść przynajmniej na 2-3 godziny). Dlatego też potrzebowaliśmy duuużej dozy nicnierobienia. No ale to był dopiero pierwszy taki odpoczynek w tym roku – przed nami jeszcze majówka, bożocielny przedłużony weekend, piętnasty sierpnia, oraz listopadowe czerwone dni z kalendarza. Już od końcówki poprzedniego roku mam sprawdzony układ długich weekendów na nadchodzący rok i w miarę możliwości zaczynam rozplanowywać wyjazdy. Albo wyjazdów brak. Ten rok tez już mamy wstępnie opracowany, a na pierwszy ogień pójdzie Wrocław, w którym to przewspaniałym mieście mamy nadzieję spędzić majówkę. A do wyjazdu już tylko dwa tygodnie z hakiem. I to jest wielka radość! Poza tym wiosna wreszcie zaczyna się tu rozmoszczać na dobre, co przydaje tej radości dodatkowych punktów.
A dla Was mam – ku radości mam nadzieję – dzisiejsze nowobufetowe propozycje lanczowe:
- florencka zupa z fasoli z jarmużem
- zielone kokosowe curry z kurczakiem, bakłażanem, fasolką szparagową, cukinią, szpinakiem i ryżem basmati
- tarta z młodymi marchewkami, kozim serem, suszonymi pomidorami i natką pietruszki
- tarta czekoladowa ,- blok, z ciastkami oreo – są cztery porcje.