Nowy Bufet

NOWY BUFET
UL. MOGILSKA 15A
TELEFON 12 346 17 49
PN–PT 10.00–15.00

17 kwietnia 2023

Książkę Charliego LeDuffa „Detroit. Sekcja zwłok Ameryki” mam na czytniku od jakichś dwóch lat. Małżonek już dawno ją przeczytał, ja czaiłam się długo i ciągle odkładałam ją na później. I wiecie, co mnie do niej przekonało? Jeden z odcinków programu Anthony’ego Bourdaina „Parts Unknown” – poświęcony Detroit właśnie. Przewodnikiem po tym upadłym mieście jest nie kto inny jak Charlie LeDuff – dziennikarz pochodzący stamtąd i autor wyżej wymienionej książki. I to był jeden z ciekawszych odcinków, bo przyznaję – ja i małżonek niespecjalnie polubiliśmy się z Bourdainem. Zaczęliśmy oglądać jego program dopiero pod koniec zeszłego roku – dość późno i post mortem – ale prowadzący w ogóle nas nie porwał. Muszę nawet przyznać, że jest dość irytujący. Ale e Detroit, z LeDuffem, można było się trochę pośmiać z Bourdaine’a, który kompletnie nie rozumiał, jak młody zdolny obiecujący kucharz wraca z Nowego Jorku do Detroit, by tam otworzyć restaurację, nie rozumie mieszkańców, którzy własnym sumptem umawiają się na koszenie trawy w zarastającej miejscem parku, żeby ich dzieci miały miejsce do zabawy (oddolne organizowanie się i robienie czegoś wspólnie za darmo pachnie mu komunizmem). LeDuff, którego w Detroit wszyscy znają i szanują, nic sobie nie robi z obecności telewizyjnego gwiazdora, bo takie rzeczy mu nie imponują. Bardzo mnie bawiło, kiedy obaj jedli fancy jedzenie w fancy restauracji i Anthony patrzył ze zgrozą, jak Charlie miesza wykwintne dania po swojemu, a na końcu dodaje swojego drinka do resztek zupy i wypija wszystko z talerza.

Dopiero czytając książkę zrozumiałam, że gdyby LeDuff jej nie napisał, ekipa programu „Parts Unknown” nie zainteresowałaby się Detroit ani odrobinę – miejsca, które odwiedzają są bowiem wyjęte z „Detroit. Sekcja zwłok Ameryki” jak z przewodnika turystycznego. Gdyby Charlie jej nie napisał i nie dostał za nią nagród, pies z kulawą nogą by się do Detroit nie pofatygował. Dzięki książce Detroit stało się miejscem modnym – trochę jak fawele w Ameryce Południowej.

Książka LeDuffa to literatura gonzo – nie każdemu przypadnie do gustu. Dużo tu autora, dużo opowieści o jego rodzinie i nim samym – ale jego osobista opowieść jest równocześnie historią miasta, które opisuje, więc forma jest jak najbardziej uzasadniona. Styl bardzo mi się podoba – czyta się to raczej jak beletrystykę. Ale cóż – czyta się świetnie, a LeDuff naprawdę potrafi pisać.

Poza tym – porzucenie życia w Los Angeles i powrót do rodzinnego miasta – trupa to coś, co nie mieści się w głowie przeciętnemu Amerykaninowi. Za to też brawa dla autora.

Za dzisiejszą quesadillę na lunch może i my dostaniemy od kogoś jedno małe cichutkie wirtualne brawko – jeśli nie to nic nie szkodzi – nie o poklask tu chodzi, a o zgrabną zmianę tematu. Cały zaś lancz prezentuje się następująco:

– zupa z młodej kapusty z pesto, świeżymi pomidorami, ryżem carnaroli i serem grana padano

– quesadilla z serem, szynką, cukinią, kukurydzą, jogurtowo-majonezowym sosem z wędzoną papryką i sałatą z winegretem

– tarta z pieczonym kalafiorem, oliwkami liguryjskimi, serem pecorino romano i natką pietruszki

– – sbriciolata z czarnymi porzeczkami i serem ricotta.