Jeśli myślicie nad odwiedzeniem Wrocławia i zwiedzaniem miasta na rowerach, stanowczo Wam tę formę wypoczynku polecam. Wroclawski Rower Miejski jest, działa – zajmuje się tym firma Next Bike, która kilka dobrych lat temu była i w Krakowie (tylko przez rok) i która ma najwięcej (prawdopodobnie) rowerów miejskich w całej Polsce. Można wiec jeździć na tej samej aplikacji we Wrocławiu, Warszawie, ale i Ciechanowie czy Wolsztynie. Stacji rowerowych jest sporo – oczywiście trzeba przed wybraniem pojazdu go sobie obejrzeć, sprawdzić czy za bardzo nie klekocze na przykład i w drogę. Ja za jednym razem wzięłam po dość pobieżnym sprawdzeniu takiego klekota, że szybko szukałam następnej stacji, żeby zmieścić się w darmowych dwudziestu minutach i wypożyczyć drugi, sprawniejszy technicznie rower. Są też rowery elektryczne, ale jest ich mało, z reguły baterie są rozładowane, a cena wypożyczenia kilkukrotnie przewyższa zwykły rower. Można sobie fantastycznie pojeździć po bulwarach – tu polecam zwłaszcza okolice ZOO, Parku Szczytnickiego, Sępolno i resztę – cała wyspa, na której położone są wspomniane atrakcje ma piękną obwodnicę – jedzie się wałem, wśród drzew, można w każdej chwili zjechać, żeby obejrzeć na przykład obiekty olimpijskie sprzed wojny, w tym piękny stadion. Fajną infrastrukturę rowerową mają też Krzyki – dzielnica już nie tak atrakcyjna turystycznie, ale ciekawa dla amatorów poznawania topografii miasta i dla miłośników małej architektury funeralnej – jest tam stary cmentarz żydowski, gdzie jest również muzeum. Nie zwiedzaliśmy go jeszcze, ale przejeżdżaliśmy obok i już wiemy, w którą stronę należy się kierować, żeby tam trafić. Lubię jeździć w jedno miejsce dużo razy – pozwala mi to poznać dogłębnie jego strukturę i być zorientowaną w kierunkach i ulicach. A najlepszym na to sposobem jest szwendanie się lub jeżdżenie rowerem przed siebie, bez planu. Z reszta co do planu – przyznaję się (mając cichą nadzieję, że to ńie tylko mój problem), że kompletnie nie potrafię korzystać z guglowych mapsów podczas pieszych wycieczek – aplikacja reaguje z opóźnieniem, nigdy nie wiem gdzie jestem i ostatecznie i tak trafiam w dane miejsce na czuja. Jeżdżąc samochodem po Krakowie też nigdy z aplikacji nie korzystałam – już wcześniej opracowywałem sobie w głowie najdogodniejszą trasę przejazdu z punktu A do punktu B i potem korzystałam z tego, co sobie zaplanowałam.
Jeśli macie jakieś pytania – śmiało mnie zaczepiajcie w pracy. Chętnie na nie odpowiem, bo uwielbiam się dzielić praktyczną wiedzą, najpierw samopas ją zdobywszy.
A jeśli macie jakieś pytanie w sprawie dzisiejszego lanczu – również chętnie odpowiem, ale na tych łamach, przedstawiając Wam nasze dzisiejsze propozycje w podpunktach:
- harira – marokańska zupa z soczewicy i ciecierzycy
- krem z selera z prażonym słonecznikiem
- kokosowe curry z kurczakiem i warzywami (bakłażan, cukinia, fasolka szparagowa, brokuły) i ryżem basmati
- tarta szparagowa (tak, tak – zaczęło się!) z serem scamorza i migdałami
- czekoladowe brownie z sosem karmelowym.