Zjadacie coraz mniej deserów. To niezaprzeczalny fakt, który może oznaczać dwie rzeczy. Albo w dobie kryzysu trzeba zrewidować wydatki na codzienne lancze i z czegoś zrezygnować – a wiadomo że najłatwiej rezygnuje się z deseru. Jest też druga – równie prawdopodobna możliwość – zaczęliście bardzie dbać o swój jadłospis i ograniczajcie spożycie cukrów prostych – czasowo przed urlopem, bądź z intencją całkowitego odstawienia słodkiego. W odstawianiu słodyczy bardzo wszystkim kibicuję – piszę to z perspektywy osoby, która nie przesadza z ciastkami i czekoladą, ale lubi sobie zjeść coś malutkiego słodkiego od kawy. Albo tak zwanego spada, czyli rożek ciasta, albo jedną cząstkę czekolady. Tak żeby poczuć słodycz, żeby zadowolić układ nagrody. Bo wypicie pierwszej kawy w okolicach godziny ósmej rano to jest taka mała nagroda – taki pierwszy przerywnik w produkcji lanczu. A skoro deserów będziemy teraz robić mniej, to i ilość potencjalnych śladowych kawałeczków do kawy ulega zmniejszeniu. Moja ulubiona czekolada z rumem, orzechami laskowymi i rodzynkami też mi się skończyła. Wzięłam więc sprawy w swoje ręce i zrobiłam sos karmelowy – taki jak do brownie, posoliłam go odrobinę dla podbicia smaku, a kiedy ostygł wystarczająco, schowałam go do zakręconego pudełka. Będę miała trochę słodkiego do kawy – jedna lub dwie łyżeczki każdego ranka zaspokoją mój głód okołokawowych słodkości. I nie będę musiała oglądać się na małżonka – czy to akurat będzie ten dzień, kiedy zrobi dużą blaszkę ciasta i trochę nam z niego zostanie? Po prostu wybiłam się na niezależność – tak od cukierniczych planów małżonka jak i fabrycznych wyrobów czekoladowych.
Słodkie słodkim, ale i tak najważniejszy jest lanc? Dziś lancz u nas wygląda tak:
- krem z buraków z jogurtem
- butter chicken z ryżem basmati i kolendrą
- tarta szparagowa z mozzarellą i pestkami dyni
- trzy kawałki tarty czekoladowej – blok, z ciastkami oreo.