Jestem złym człowiekiem – katuję Was zdjęciami boczku od śniadania. Zachowanie to podłe i okrutne – wiem. No ale sami rozumiecie – marketing bufeciku rządzi się marketingowymi prawami. Ale trzeba przyciągnąć ludzi najpierw przed ekrany, a właściwe przyciągnięcie to fizyczna obecność na Mogilskiej 15a. A z fizyczną obecnością wiąże się zakup garmażu. Dlatego trzeba kusić słoniną, trzeba czasem dać coś takiego, co nie pozostawia obojętnym. Oczywiście wszyscy niejedzący mięsa czy ogółu produktów odzwierzęcych nie znajdą na tym obrazku żadnych atrakcji, które spowodują silną potrzebę przyjścia tutaj i wydania pieniędzy na zakupy lanczowe. Ale cała reszta i owszem. A perfidią moją największą jest fakt, że ta tarta z obrazka ma tylko sześć kawałków. Rozpali więc zmysły związane z zaspokajaniem jedzeniowych zachcianek do czerwoności, a jedynie sześć osób dozna spełnienia gastronomicznego i boczek wraz z ciastem, flanem i całą resztą skonsumuje.
Mimo tego nie czuję się z tym najgorzej. Może dlatego, że lancz dzisiejszy jest bardzo smakowity, a zostało nawet z wczoraj trochę zupy i chili. Wszystko zaś prezentuje się następująco:
- dahl – kokosowa zupa z soczewicy i pomidorów
- krem z buraków z jogurtem – kilka porcji
- makaron penne z pesto z bazylii, świeżymi pomidorami i serem grana padano
- cztery porcje chili con carne
- tarta z pieczarkami, wędzonym boczkiem, oliwą truflową i pestkami dyni.