Niektórzy ludzi traktują Facebooka jako swoisty kalendarz. Zapisują się na potęgę na różne wydarzenia, żeby mieć to gdzieś odznaczone i dostać przypominajkę w odpowiednim momencie. Imprez jest zwykle więcej, niż mają możliwości przerobowych i często kończy się tak, że mało gdzie idą. Ale wiecie – mogliby, gdyby chcieli. Nie należę do nich, bo zwykle jeśli już gdzieś tam się zaznaczę, to po to, żeby pojawić się w danym miejscu co najmniej na dziewięćdziesiąt procent. ALE. Ale przyznaję, że jeśli wirtualni bywacze często nie korzystają ze swoich własnych polecajek, ja korzystam z ich pomysłów. Co tu kryć – po prostu na nich żeruję i nie wstydzę się tego. W końcu jeśli ktoś organizuje jakieś wydarzenie kulturalne to nie po to, aby zapisało się na nie tysiąc osób na fejsbuku, a przyszło dziesięć. Organizatorom zależy przecież bardzo na frekwencji. A takie pijawki jak jak, którym pokazuje się na ich ścianie kto gdzie się wybiera (a przynajmniej wanna be) z przyjemnością podbiją te frekwencję, jeśli akurat nie mają innych zajęć w planach.
Tym sposobem trafiłam w czwartkowy wieczór do Hevre, na arcyciekawą rozmowę o spirytyzmie i spirytualizmie. A w piątek na koncert Tuul do Chederu, w której to formacji na perkusji zapodaje chłopak mojej serdecznej koleżanki, którą znam jeszcze z czasów pracy w Cherubino. Tak więc ubogaciłam się kulturalnie pod nieobecność małżonka. Mało tego – w piątek wróciłam do domu po północy – nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam w domu o tak późnej godzinie. Skonstatowałam z zadowoleniem, że Anno Domini 2023 powrót z Kazimierza na Podgórze Mostem Powstańców Śląskich to nie jest jakaś samotna eskapada i szybkie przemykanie pustym miastem. Północna godzina w tym rejonie to teraz mnóstwo ludzi, grupki wracające do domu, słowem -trochę tak jak zimą w okolicach 21:00 w dzień powszedni. Życie nocne prawdziwie kwitnie.
My jakoś oszałamiająco nie kwitniemy, ale dajemy radę. Jesteśmy jak te jesienne chryzantemy – są ładne, kolorowe i bujne, ale i tak wszyscy zachwycają się tulipanami i bzem na wiosnę. Chociaż doceniają, żeby nie było że nie.
A co w naszym po IE działkowym menu? Jest mocno miesnie. Niektórzy się ucieszą, inni niekoniecznie. A propozycje są takie:
- minestrone – włoska zupa warzywna
- chili con carne z wołowiny, z fasolą i papryką, podawane z grillowaną tortillą, kolendrą i kwaśną śmietaną
- tarta szpinakowa z mozzarellą fior di latte, gorgonzolą i orzechami włoskimi.