Mam swój prywatny ranking czołówek serialowych i na pierwszym miejscu umieściłam czołówkę serialu, który wcale nie jest moim ulubionym. Ale który swego czasu (kilkanaście lat temu, więc byłam trochę w innym miejscu życia) przykuł mnie do ekranu bardzo skutecznie, a oglądanie go to było dużo pleasure, tylko z odrobiną guilty. To „True Blood” – jeśli wtedy oglądaliście, na pewno doskonale pamiętacie utwór country Jace Everetta „Bad Things” oraz zbiór następujących po sobie obrazków. Obrazków, które składają się na stereotypowy obraz Luizjany – dobrane tak, jakby ktoś wyjął je z czyjejś głowy i umieścił w telewizorze. Czołówka jest lepsza od samego serialu, który niepozbawiony jest campowego uroku i bardzo dobrze mi się go wtedy oglądało. Nie zapominajmy też o tym, co „True Blood” zrobił z karierą Alexandra Skårsgarda – bardzo szybko wywindował go na szczyt listy symboli seksu. W rodzinnej Szwecji Skårsgard otrzymywał z resztą ten tytuł sześć razy z rzędu – pora więc była na Amerykę. No i pięknie się jego kariera rozwinęła, bo przyznacie, że dobiera role starannie. A „Mała Doboszka”, „Wielkie Kłamstewka” i „Sukcesja” to seriale, w których wielu aktorów chciałoby móc zagrać.
Wracając do głównego wątku – bardzo lubię też czołówkę „The Sopranos” – jest genialna w swej prostocie.
Czasem bywają też trochę przekombinowane, jak na przykład w „Rozdzieleniu” na Apple+ – no ale Apple ma mnóstwo pieniędzy do przepalenia, a poza tym to jest praca dla grafików, więc w sumie niech tam sobie tworzą.
W ogóle zauważcie, jak platformy streamingową zwiększyły zapotrzebowanie na aktorów, scenografów, kostiumologią i wszystkich pozostałych ludzi, pracujących przy produkcji. Ta branża wygląda pewnie zupełnie inaczej, niż dziesięć lat temu. Taśmowe produkowanie seriali przyniosło za to inne problemy – stąd na przykład strajk aktorów w USA. No ale to jest temat na zupełnie inną rozmowę.
A co dziś u nas? W końcu doczekaliście się deseru. A całe menu wygląda tak:
- zupa kukurydziana
- cannelloni nadziewane szpinakiem i ricottą, zapiekane w sosie rosè
- tarta porowa z gorgonzolą i orzechami włoskimi
- blondie z białą czekoladą, nerkowcami i kremem z masła orzechowego z wanilią.