Ciekawi Was, jak radzimy sobie w takich warunkach drogowych na rowerach? Otóż – pomni zeszłorocznego ataku Bestii ze Wschodu, podjęliśmy w niedzielę przytomną decyzję. W tym tygodniu do pracy chodzimy piechotą. Wiąże się to z przestawieniem budzika dwadzieścia minut wstecz co oznacza, że do najbliższego piątku wstajemy punkt piąta. I to jest jedyna niedogodność tego stanu. Bo spacerować zasadniczo kochamy i dodatkowe kilometry w nogach tej porze roku nie są najgorszą opcją. Kroki się robią, oddech się pogłębia, endorfinki się wydzielają. Moglibyśmy na upartego wsiąść na rowery, bo ogólnie drogi wyglądają nienajgorzej. No ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach i są takie momenty na trasie gdzie można wymięknąć. Po co więc kopać się z koniem? Muszę też przyznać, że kiedy zobaczyłam w niedzielę właścicieli samochodów w pocie czoła odkopujących swoje auta spod wielkich śniegowych poduch i odgarniających szuflą zaspy wokół nich to pierwszą myślą wypowiedzianą na głos do małżonka było: jak dobrze, że sprzedaliśmy samochód.
W związku z naszą nikogo w gruncie rzeczy nie interesującą mikrokrucjatą, dojście do domu zajmuje nam nieco więcej czasu. A że dziś musimy zanieść Szarika do weterynarza na 15:40, więc musimy zamknąć jakieś dwadzieścia minut wcześniej. Weźcie to proszę pod uwagę przy planowaniu dziennej aprowizacji. A co do aprowizacji, to taki komplet propozycji przygotowaliśmy dziś dla Was:
- krem z buraków z jogurtem
- kokosowe curry z pieczonego kalafiora, ciecierzycy i jarmużu, podawane z ryżem basmati – doskonałe na dziś, bo zawiera rozgrzewający imbir, cynamon i kurkumę, plus czerwoną pastę curry
- tarta z pieczoną papryką, gorgonzolą, oliwkami i natką pietruszki
- drożdżowa włoska mini babka panettone z rodzynkami i kandyzowaną skórką z pomarańczy.