Spróbowałam w piątek krówki limanowskiej – koleżanka przyniosła nam cztery. Nie można ich kupić wszędzie, jak się okazuje – ona ma u siebie w Hucie takiego większego, lepszego Lewiatana i tam są dostępne na wagę. My również mamy w naszym podgórskim zakątku małych uliczek Lewiatana – jest to jednak Lewiatan mały i dość stary, z asortymentem dostosowanym do kieszeni okolicznych mieszkańców. Taki wypasiony i większy jest po drugiej stronie nasypu – na Zabłociu – zdecydowanie dostosowany do większych portfeli. Ale za to nasza budka z warzywami jest powodem częstego przechodzenia Zabłocia na drugą stronę – jest wspaniale zaopatrzona, a wszystkie obsługujące osoby są bardzo miłe. Tam u nich nie ma żadnej budki z warzywami, a dobry warzywniak jest na wagę złota. Przekroczę umowną granicę torów kolejowych i podejdę tam któregoś dnia, żeby sprawdzić, czy krówki limanowskie są w sprzedaży. Przyznaję, że są naprawdę smaczne, a konsystencja faktycznie jest w sam raz. Oznacza to tyle, że są lekko ciągnące, ale tak w sam raz – ani nie kruche, ani nie mordoklejki. Wczoraj mi się skończyły, bo jadłam w pracy codziennie i konsekwentnie – po jednej do kawy. Żeby sobie powetować, zrobiłam dziś trochę sosu karmelowego na patelni i właśnie się nim raczę do kawy. Zastępuje krówki nadzwyczaj godnie.
Przypominam, że jesteśmy dziś i jutro, a potem nas nie ma w pracy przez trzy tygodnie.
A teraz czas na nasze propozycje lanczowe – dziś jest ich całkiem sporo:
- krem z cukinii
- krem z selera z prażonymi orzechami włoskimi
- tażin z kurczaka z suszonymi morelami, prażonymi migdałami, bulgurem i miętą
- butter chicken z ryżem basmati
- tarta z dynią makaronową, oliwkami liguryjskimi i kozim serem
- trzy kawałki tarty czekoladowo – kajmakowej.