Nowy Bufet

NOWY BUFET
UL. MOGILSKA 15A
TELEFON 12 346 17 49
PN–PT 10.00–15.00

18 stycznia 2024

Obejrzeliśmy z małżonkiem ciekawy mini serial na HBO. Jeśli lubicie klimaty „o filmie, w filmie, w ramach filmu” – to ośmioodcinkowa „Irma Vep” jest auto-kino-tematyczna do sześcianu. Nie przyciągnęła nas do serialu Alicia Vikander, która gra tam tytułową rolę, nie przyciągnął również reżyser – Oliver Assayas. Po prawdzie – aż do teraz nie wiedziałam o jego istnieniu. Odrobinę mnie zachęciło Studio A24, które odpowiada za tę produkcję, ale najbardziej zachęcił mnie niemiecki aktor, który odgrywa tam brawurowo jedną z drugoplanowych ról. To Lars Eindinger – jeśli jego nazwisko nic Wam nie mówi, to przypomnijcie sobie wspaniały serial „Babilon Berlin” i jednego z bohaterów – baaardzo ekscentrycznego arystokratę Alfreda Nyssena – posiadającego deminiczną, toksyczną i sympatyzującą z nazistami matkę. Była to wspaniała kreacja. Widzieliśmy go też ostatnio w niemieckim dramacie „Ostatnia Egzekucja”, gdzie stworzył poruszającą kreację naukowca, który idzie na współpracę ze Stasi, skuszony propozycją objęcia prestiżowej profesury. „Irmę Vep” miałam gdzieś tam na liście do obejrzenia, ale nazwisko Eindingera przyspieszyło proces decyzyjny i sobie oglądaliśmy ten serial w ostatnich dniach urlopu.
Nie jest to propozycja dla wszystkich – widziałam wiele jedynek, dwójek i trójek na iMDB. My odnaleźliśmy się świetnie w tej formule serialu o kręceniu serialu na podstawie serialu, który dwadzieścia lat wcześniej nakręcił ten sam reżyser na podstawie niemego filmu z 1916 roku. Już sam opis brzmi skomplikowanie, a dodatkowo dostajemy jeszcze sesje postaci reżysera u psychoterapeutki, opowiadającego o swojej fiksacji postacią Irmy w seksownym czarnym kostiumie. W ogóle postać reżysera jest bardzo allenowska – trochę mi brakuje takich dobrze napisanych i zagranych charakterów znerwicowanych małych facecików na ekranie. Brakuje, bo filmów Allena już nie oglądam – nie jestem w stanie za bardzo na niego patrzeć.
No i, proszę Was, jest tam cała paleta postaci, które w powstawaniu produkcji uczestniczą – od amerykańskiej gwiazdy filmowej (cóż, że ze Szwecji), przez jej byłą kochankę, asystentkę – nerda, kostiumografkę, ekscentrycznego gwiazdora z Niemiec, który przyjeżdża na parę odcinków i wprowadza spore zamieszanie (to właśnie Eindinger), aż po nudnego, ale żądnego przywilejów i uwagi młodego aktora. Wątków jest tam dużo, łącznie ze sporymi fragmentami oryginalnego filmu z 1916, fragmentami serialu, który kręci ekipa i próbami na planie. Są triki filmowe, dzięki którym magia dużo ekranu uchyla nam rąbka tajemnicy.
Szczerze mówiąc – porwała mnie ta wizja – rozgrywająca się niespiesznie i bez żadnego schematu, tak częstego w serialach. A najważniejszą obserwacją jest dla mnie ta: co za koszmarne środowisko pracy! Trzeba naprawdę to kochać, żeby godzić się na warunki, fochy, krzyki i nieoczekiwane zwroty akcji. A osoba, która tę menażerię ogarnia i utrzymuje między ludźmi bardzo kruchą równowagę – ona ma chyba najtrudniejsze zadanie. Nigdy, przenigdy nie chciałabym być na jej miejscu. Ale przyjemnie jest móc to obejrzeć i dojść do takiego wniosku, ńie musiałaby samemu tego doświadczać.
A jeśli już jesteśmy przy doświadczaniu, to polecę Wam dzisiejszy lancz – nie jest to jakieś doświadczanie w sensie duchowym, metafizycznym, czy innowymiarowym. To raczej doświadczenie codzienne, solidne i smaczne. Nasz lancz prezentuje się tak:

  • zupa kukurydziana
  • butter chicken – kawałki piersi kurczaka w aromatycznym sosie, z ryżem basmati i śieżą kolendrą
  • tarta z burakami, fetą, orzechami włoskimi i świeżą kolendrą.