W ostatnią sobotę szukaliśmy filmu na sobotni wieczór – wiecie co mam na myśli. Włączyliśmy “Argylle – tajny szpieg”, przy którym wytrzymaliśmy około 10 minut. Musiałam przybić piątkę z Tomaszem Raczkiem, który powiedział o tym filmie, że tak się ma do filmów o Bondzie jak sam panierunek do kotleta schabowego. Przy czym przytoczył tu przykład obiadu z Grażyną Torbicką, na którym podano jej właśnie sam panierunek, zapominając o kotlecie. I pani Grażyna nie chciała robić afery, ale pan Tomasz poprosił o zamianę panierunku na kotlet właściwy (kiedy pani Grażyna Torbicka przychodziła do Cherubino lata temu, każda z kelnerek i każdy z kelnerów pchali się do obsługiwania jej stolika, bo tak uwielbiali jej klasę i uprzejmość).
Wybrałam więc “Grę Fortuny”, na której byłam w kinie bez małżonka i pomyślałam, że był w sumie okej i drugi raz mogę zobaczyć. Włączyliśmy z lektorem, bo na Prime nie można powiększyć napisów, a małżonek nie widzi za bardzo takich małych. I to był błąd, Moi Drodzy. O matko jedyna, jak to było fatalnie przetłumaczone! Kiedy widziałam ten film w kinie, miał normalny scenariusz, postaci mówiły tak jak ludzie – wprawdzie jak tacy przemądrzali i cwani ludzie, but still. A tutaj? A tutaj tłumacz postanowił nam dialogi spolszczyć. Co wyszło? Wyszło coś między ostatnim Asterixem a jakimś kinem dziecięcym i tym skeczem kabaretu Po żarcie, gdzie Maciej Stuhr tłumaczy film akcji i zamiast “fuck” wstawia “tere fere”. Wszystkie fucki gdzieś się ukryły, a razem z nimi inne partie dlalogow. Na przykład zamiast – powiedzmy – “calm down” dostajemy “spokojna twoja rozczochrana”, a zamiast nie pamiętam czego, jeden z bohaterów mówi: “Ura bura szef podwóra”. Naprawdę to pada (a tak lubię ten zwrot, tyle że w odpowiednim kontekście).
I w tej wersji robi się z tego filmu dość niestrawny gniot i potem to już oglądaliśmy dla tych pokraczek językowych i mieliśmy z nich niezły ubaw. A mi się film podobał dużo mniej, bo zaczęłam patrzeć na mankamenty i inne rzeczy. Na przykład dotarło do mnie, że państwa, których władze są na bakier z prawami człowieka, zapłaciły twórcom filmu za promocję – tak jak FIFA dostała mnóstwo pieniędzy za Katar. Tak więc niesmak pozostał.
I żeby ten niesmak jakoś zneutralizować, mam dla Was smak – smak dzisiejszego lanczu. Oto on:
- florencka zupa z fasoli z jarmużem
- butter chicken z ryżem basmati i kolendrą
- gnocchi z tagu bolońskim, pietruszką i np grana padano
- tarta szparagowa z fetą
- tarta z kremem czekoladowym i porzeczkami.