Słuchałam ostatnio ekonomisty z SGH, który mówił o tym, jak dużo małych firm się zamknęło w ostatnim czasie. I że taka mała firemka na pozór nikogo nie obejdzie, kiedy zniknie z mapy, ale tylko na pozór. Bo wokół niej są satelicki powiązane inne podmioty – oprócz rozczarowanych klientów także dostawcy. Czasem ten łańcuszek jest całkiem spory i nawet mała miejscówka może pozostawić za sobą sporą wyrwę w krajobrazie. Mówił też bardzo gorzko, że próbowali zainteresować tematem ułatwienia życia przedsiębiorcom jakiegokolwiek polityka. I że ŻODYŃ – dosłownie ani jeden, nieważne z jakiej opcji, nie jest zainteresowany tematem. A ni w jednym procencie. No chyba że zbliża się kampania wyborcza i można sobie cyknąć jakieś zdjęcie z potencjalnym kapitałem politycznym i zyskać trochę głosów – wtedy są zdjęcia, są ściskane dłonie, jest uśmiechnięta Polska.
Dlaczego o tym piszę? Bo w nocy stało się coś okropnego, co właśnie nas pośrednio dotyka. A skoro nas, to i Was. Otóż w nocy doszczętnie spłonęła główna piekarnia Pawlak pod Chrzanowem. Dowiedziałam się o tym w okolicach szóstej rano. Najpierw pojechałam pod Halę i zastałam zamknięty lokal. Zadzwoniłam do pani Ewy i dowiedziałam się, że ńie było dostawy, a szef kazał wywiesić kartkę ze zamknięte do odwołania. Mieliśmy jeszcze chleb na 9 rubenów. Zjadłam śniadanie i postanowiłam, że spróbuję szczęścia w ich punkcie na Westerplatte. Miałam nieopisane szczęście i intuicję, bo do nich kierowca wyjechał przed drugą w nocy, tuż przed pożarem. Kupiłam bagietki i cały chleb 8 ziaren, jaki mieli. W międzyczasie dowiedziałam się, że na razie nie ma możliwości, żeby zaczęli piec cokolwiek, bo piekarni po prostu nie ma.
Mamy więc chleb na dziś, może na poniedziałek, a potem się zobaczy. Kombinujemy już z małżonkiem, jak tu rozwiązać problem. No ale ja wyjeżdżam do Wrocławia, więc trochę zostaje tu sam z kombinowaniem.
Mam nadzieję, że przez weekend coś się uda wykombinować, ale jedno jest pewne – na razie, jeśli nie w ogóle – chleb do rubena, jaki znaliście do tej pory odchodzi do lamusa. A my szukamy zamiennika. Trzymajcie kciuki, żeby się udało.
A na osłodę mamy trzeci w tym tygodniu deser – małżonek go zrobił jak pojechałam po chleb, bo myślał że dziś będzie mało rubenów. Mam nadzieję, że kupicie wszystko.
A oto całe menu:
- krem z groszku z jogurtem
- zupa kukurydziana – 4 porcje
- linguine aglio olio pomodoro z natką pietruszki i grana padano
- kokosowe curry z dyni, batatów i ciecierzycy, ze szpinakiem, ryżem basmati i orzeszkami ziemnymi
- tarta szparagowa z wędzonym boczkiem
- tarta cytrynowa z bezą.