Na koniec trzeciej klasy liceum robiliśmy tzw. montaż słowno- muzyczny, zwieńczający ceremonię zakończenia roku szkolnego. Scenariusz był absurdalny, humor specyficzny, a znane piosenki przerobione. Podczas prób i pracy nad rekwizytami bawiliśmy się przednio, także w dzień uroczystości byliśmy w szampańskich nastrojach. I kiedy już przedstawienie się rozpoczęło, mniej więcej w dwóch trzecich śpiewałam przerobioną piosenkę „Kasztany”, która zmieniła się w tęskny song do ukochanego za kratkami („Kochany, Kochany, chociaż byłeś trzy razy karany…” i tym podobne wersy). W trakcie wykonywania songu jedna z nauczycielek od historii – nie mieliśmy z nią zajęć – opuściła salę, co odnotowałam kątem oka, nie przywiązując do tego większej wagi. Po skończonym programie nasza wychowawczyni – również historyczka – miała tak zniesmaczoną minę, jakby weszła w krowi placek. Nasz opiekun artystyczny – młody nauczyciel – gdzieś wyparował. Myśleliśmy, że się po prostu nie podobało. Tymczasem oglądając nagranie video, dotarło do nas, co właściwie się stało. Zobaczyliśmy bowiem, że mój strój sceniczny do więziennego songu, był ni mniej ni więcej kopią stylówki wychodzącej ostentacyjnie nauczycielki. Koczek – tu i tam. Czarna skromna, babcina sukienka – oczywiście. Skórzana torebka – kuferek – obecna. Były to po prostu ubrania, które na kilka dni wypożyczyłyśmy ze sklepu z tanią odzieżą. Koincydencja była tak przypadkowa, jak tylko mogła być. A jednak. Większość ciała pedagogicznego uznała, że jakaś bezczelna dziewucha sparodiowała jedną z nauczycielek i upokorzyła ją przed tłumem. I żadne tłumaczenia by tutaj nie pomogły, choćbym tydzień leżała krzyżem w kościele, albo całe wakacje chodziła w worku pokutnym – albo i bez worka, przy akompaniującym „Shame!” mieszkańców Ciechanowa.
Miałam potem te panią na ustnej historii w komisji. Odpowiedziałam bardzo dobrze, ale dostałam tróję.
I teraz mi się ta historia przypomniała. I wiem, że są sytuacje, kiedy absolutnie żadne tłumaczenia nie pomogą – wszyscy wiedzą lepiej od Ciebie, jakie miałaś intencje i kogo chciałaś obrazić.
Ciesze się, że nie było wtedy telefonii komórkowej i mediów społecznościowych. Dzięki temu mamy fajne wspomnienie, a nie jakiś koszmar linczu medialno – społecznościowego.
Nie wiem, jak zgrabnie przejść teraz do menu, więc przejdę niezgrabnie. Łup!
- krem z buraków z jogurtem
- chili con pavo z piersią z indyka, papryką, fasolą i ryżem
- tarta szpinakowa z fetą orzechami włoskimi.