Widzę, że prognozy na przyszły tydzień trochę się uspokoiły i póki co po kulminacyjnej, trzydziestopniowej środzie, temperatura spada do dwudziestu sześciu. Czyli wiele wskazuje na to, że jednak podkarpacki rajd z azymutem na Jarosław może się udać. Cieszę się, bo lubię senne miasteczka, ale najbardziej się cieszę, że udało mi się do wyprawy przekonać małżonka, który początkowo zapierał się i nie chciał słyszeć o tym kierunku. Byłam tak zdeterminowana, że postanowiłam nawet nie oglądać się na niego i sama wsiąść w ten pociąg i zrobić sobie wycieczkę bez towarzystwa. Ostatecznie jednak wybierzemy się we dwójkę – jeśli warunki będą sprzyjające.
Tym razem obieram inna strategię – nie oglądam żadnych zdjęć, poczytałam bardzo ogólnikowo i będziemy się zastanawiać na miejscu nad trasą spaceru. Jedyne co widziałam na fotografii, to fragment ratusza miejskiego, wyglądający na renesansowy. Resztę zostawiam do obejrzenia na żywo.
Was też zachęcam do obejrzenia na żywo, a nawet spróbowania na żywo dzisiejszego lanczu. Tak się dziś prezentuje:
- florencka zupa z fasoli z jarmużem i oliwą extra vergine
- tajska wołowina massaman w mleczku kokosowym, z ziemniakami, orzeszkami ziemnymi, ryżem basmati kolendrą
- tarta z pieczonym kalafiorem, oliwkami liguryjskimi i serem grana padano
- sernik nowojorski z musem truskawkowym.