Od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy kultura popularna i zachowania ludzi – zwłaszcza konsumenckie – trochę się nie zinfantylizowały. I to w różnych aspektach. Żeby nie szukać daleko, weźmy pierwszy z brzegu przykład, który przychodzi mi do głowy – ubrania dla dzieci i dorosłych (wczoraj byłam na ciuchowym swapie, gdzie dorwałam sweterek i bluzę dla naszego siostrzeńca – malutkiego Stasia). Kiedyś ubranka dla dzieci były takie… dziecięce. Sukienusie na szelkach, kolorowe kwiatki, intensywne barwy, dziecięce kroje. Przy niektórych trendach wygląda to tak, jakby dorośli zamienili się ciuchami z dziećmi. Dzieci noszą mini dżinsy, sweterki i miniaturki sportowych butów. A dorośli koszulki z bohaterami kreskówek z dzieciństwa, lub sukienki w typie „mała księżniczka” , albo zszyte z falban, rozszerzające się ku dołowi. Klocki Lego – to jest w ogóle osobny temat – bardzo wielu dorosłych kupuje je po prostu dla siebie i nawet nie udaje, że to dla dzieci. Najbardziej kasowe filmy? Wszystkie blockbustery o superbohaterach i sfranczyzowane niekończące się prequele kultowych filmów dzieciństwa (uniwersum Gwiezdnych Wojen aż samo się nasuwa). Konstruktywna krytyka, nawet najkonstruktywniejsza i przyjazna? Od razu nazywana jest hejtem, a krytykowany w swoich socjalach obraża się po dziecinnemu, staje się ofiarą „najstraszliwszych napaści słownych” i zbiera słowa otuchy od obserwujących.
W zasadzie to nie wiem, czy to wszystko i wiele wiele więcej podpada pod infantylizację, ale niewątpliwie takie tendencje można zaobserwować – rozmawiam o tym ze znajomymi i często mają podobne odczucia. Czy to źle i czy ja krytykuję ten memiczny już chyba „brak czasów”? A skądże! Po prostu zauważam jakieś trendy. Trendy, które mają z pewnością swoją przyczynę, a raczej wiele mikroprzyczyn. Sama mogę wymienić ich z dziesięć, ale to i tak nie wyczerpie tematu.
Nawet to, że nagle z dokładnością do półrocza urodzenia zostaliśmy wtłoczeni w pokoleniowe łatki, jest związane z konsumowaniem, rynkiem reklam, filmów i produktów (swoją drogą, jak widzę kolejny clickbaitowy tytuł „Po tym poznasz, że masz do czynienia z Millenialsem”, albo „Tego w Zetkach nie znoszą Boomerzy” to mi się scyzoryk zaczyna otwierać w torbie – serio, to już się zrobiło nieznośne).
Jeśli to wszystko brzmi jak narzekania sfrustrowanego Iksa – po angielsku powiemy „old fart” 🤪 – to cóż. Pewnie wpisuję się w tę całą retorykę i z łatwością można mnie uszeregować w pokoleniowych ramach – i to nie po ilości zmarszczek, ale po pięciu podstawowych popkulturowych pytaniach sprawdzających 😁.
A teraz gładko i szybko lecimy do menu:
- toskańska zupa pomidorowa
- krem z soczewicy i marchewki – trzy porcje
- gnocchi z sosem z gorgonzoli, suszonymi pomidorami i natką pietruszki
- dziewięć porcji quesadillas
- tarta porowa z ostrym salami z Kalabrii i serem grana padano
- dwa kawałki tarty szpinakowej z mozzarellą i orzechami laskowymi.