Przyznaję, że Ewa mi wczoraj spadła z nieba ze swoimi urodzinami. Chociaż w przypadku tego imienia można by było zarzucić bardziej coś w stylu – hehehe – spadła z drzewa. Tutaj klawiatura usłużnie podsunęła mi trzy rodzaje ikonek drzew do wyboru – żebym jak do łona matki wróciła do pisma obrazkowego. A nuż ktoś nie zrozumie, będzie mu przykro i sprawię, że ten ktoś poczuje się źle? Wybrałam jednak mozolne stukanie, zostawiając drzewka na inne okazje. A chciałam Wam powiedzieć to, że dzięki tym urodzinom miałam gotowy króciutki temat i nie musiałam myśleć. A myśleć nie mam specjalnie siły. Jest mi bardzo smutno – najsmutniej odkąd prowadzimy Nowy Bufet. Musi minąć trochę czasu, zanim nie będę popłakiwała po kątach i pogodzę się ze stratą Szarika. Nikt nie przygotowuje człowieka na to, że brak zwierzaka będzie taki trudny do zniesienia.
Przestałam nawet czytać książkę – a co mnie obchodzi ten babsztyl, którego losy aktualnie zgłębiam?
Może wrócę do babsztyla, żeby sobie zająć głowę. Na razie najlepiej na głowę robi joga – o! I tu usłużna klawiaturka podsuwa trzy kobiece sylwetki w różnych siedzących asanach. Zrobię kiedyś eksperyment – napiszę do Was samymi obrazkami i urządzę konkurs na najlepszą interpretację, albo na największą trafność 😁
A teraz przejdźmy do menu, bo czas już ku temu:
- krem brokulowy z pestkami dyni
- wegański tażin z batatami, bakłażanem, ciecierzycą, cukinią, morelami i nerkowcami, podawany z bulgurem i kolendrą
- kokosowe curry z kurczakiem i warzywami, podawane z ryżem basmati
- tarta z pieczoną papryką, pomidorkami i serem fontal.