Dziś ewidentnie jest u nas co robić. Zawsze jest, ale dziś mamy takie menu, że trzeba było zakasać rękawy BARDZIEJ. Są czasem takie lancze, przy których jest mnóstwo pracy – albo samego krojenia, albo mnóstwa małych czynności (tak jest na przykład z tażinem). Moja oklejona taśmami fizjoterapeutyczny mi i posiniaczona ręka musi dzielnie to znosić, chociaż usłyszałam w poniedziałek od fizjoterapeutki, że w okolicach szyjno – barkowych jest “dramat”. No ale otrzymałam doraźną pomoc i jestem umówiona na kolejną, poza tym mimo ambitnych planów podniesienia swojej sprawności jogicznej wracam z podkulonym ogonem na łagodną grupę kręgosłupową. Pozycja kija i inne hardkory są poza moim zasięgiem – ręka się przeciwko nim zbuntowała. No ale w perspektywie są trzy zajęcia w tygodniu zamiast dwóch, więc nie narzekam. Aha – jeszcze Kenwood odmówił współpracy, małżonek go reanimuje na zapleczu, a nam zostały dwie jednorazowe rękawiczki do jutrzejszej dostawy 😂
Ale co tam ręka, kiedy stali klienci czekają na propozycje lanczowe. A więc je przedstawiam:
- krem z dyni z mleczkiem kokosowym
- perski kurczak ze śliwkami, bulgurem i miętą
- gnocchi ze szpinakiem, gorgonzolą i tartym grana padano
- tarta z bakłażanem, cheddar perm i prażonymi migdałami.