Kiedy patrzę wstecz na moją krótką karierę posiadaczki i kierowcy samochodu osobowego, to dochodzę do wniosku, że zostałam oszukana. Zostałam oszukana przez życie, przez ludzi, przez powszechne praktyki. Lubię bowiem reguły – poruszanie się w obrębie zasad porządkuje mi rzeczywistość. I zasadniczo i teoretycznie, jeżdżenie samochodem ma ściśle określone reguły. Są przepisy, są jasne oznaczenia na drogach, dokładnie wiadomo co robić, bo określa to kodeks ruchu drogowego. Nawet nauka jazdy i egzamin to wciąż nauka jeżdżenia według przepisów, z jak najmniejszą ilością błędów.
No i to by było na tyle. Nie wiem, czy jest w ogóle dziedzina, w której teoria tak bardzo rozjeżdżałaby się z praktyką. Kiedy wsiada się do samochodu i chce się przestrzegać chociażby ograniczenia prędkości w mieście – to na początek – to już zaczynają się schody. Wszyscy znamy walenie światłami na ekspresówkach. Albo nieśmiertelne i moim zdaniem turbo głupie hasło – „szybko ale bezpiecznie”. Przecież nie ma czegoś takiego, bo najpierw są prawa fizyki – z nimi się nie dyskutuje podobno, ale tylko podobno. Przekonanie kierowców, że mają lepsze umiejętności od innych – myśli tak osiemdziesiąt procent siedzących za kółkiem. Niby są jakieś przepisy, jakieś prawa fizyki, ale większość i tak swoje wie, no bo przecież jest lepsza od innych kierowców.
Dlatego z dużą ulgą porzuciłam ten świat pseudoreguł – oczywiście chwała tym, dla których są one ważne i ich przestrzegają. Wysiadłam sobie z samochodu i zrobiło mi się naprawdę lżej.
A żeby już nie przedłużać i nie drażnić bardziej tych, którzy w ogóle się ze mną nie zgadzają 🤪, przechodzę do menu.
Dziś polecamy:
- zupa kukurydziana z makaronem z tortilli
- perski kurczak z suszonymi śliwkami i bulgurem
- tarta z pieczonym kalafiorem, oliwkami liguryjskimi i serem pecorino romano.