Po pierwsze i najważniejsze:
NOWY BUFET JEST DZIŚ CZYNNY DO 14:30.
Żaden wyjazd się nie kroi, za to kroi się wizyta u specjalisty, do którego godzin przyjęć muszę się dostosować.
Przy tej deszczowej pogodzie i tak prawdopodobnie od 14:00 może tu się nie pojawić nawet ten przysłowiowy z kulawą nogą.
Tymczasem, pogryzam orzeszki ziemne, które firma od bakalii dorzuciła nam w gratisie do zamówienia. Od razu na usta ciśnie mi się fragment piosenki, którą ułożyliśmy z dziewczynami w liceum na galę zakończenia roku:
“…pogryzając korniszony,
gładzę dłonią twe kalesony,
co namiastką są twojej persony…”
Dobrze, że przysłali tę małą próbeczkę, bo orzeszki są średnie – za mało prażone i za twarde. Przynajmniej wiem, że nie będę ich u nich kupować. Na szczęście inne orzechy i bakalie mają świetnej jakości.
A jeśli o orzechach mowa – znajdą się w dzisiejszym lanczowym daniu – nie ziemne, ale włoskie. Z przyjemnością zjem sobie porcję – jeśli oczywiście coś dla mnie zostanie. Jeśli nie, to wieczorem planujemy mała ucztę i mam już na nią dwa kapitalne włoskie sery – jeden z mleka krowiego uszlachetniony oliwą extra vergine z tego samego gospodarstwa, a drugi pecorino z czarną truflą. Po prostu zjem ich więcej (trudno, co robić 🤪)
A teraz czas na lancz:
- krem z ciecierzycy i pomidorów z cynamonem i kurkumą – idealna zupa na dzisiejszy dzień – sycąca i aromatyczna
- gnocchi ze szpinakiem i gorgonzolą, posypane serem grana padano i prażonymi orzechami włoskimi
- tarta z brokułami, fetą i suszonymi pomidorami.