Dziś ribollita jest jeszcze lepsza. Chociaż ta wczorajsza wyszła naprawdę wyborna – no rosnąca krzywa smaczności kryje się w jej nazwie. Na pewno pisałam to już kilka razy, ale że nie robię tej zupy zbyt często, to przypomnę: ribollita to znaczy ponownie gotowana. Tak więc dopiero na drugi dzień nabiera właściwych walorów. Moja mama twierdzi, że wszystkie zupy smakują lepiej na drugi dzień – no ale Włosi postanowili uhonorować właśnie tę. W gruncie rzeczy ribollita przypomina nasz swojski krupnik – jeśli zrobić ją na kawałku mięsa, ewentualnie dodać podsmażony i pokrojony w kostkę boczek. Aż się rozmarzyłam (ale bym taką jadła) – no ale nasze zupy są zawsze wegetariańskie i prawie zawsze wegańskie. I nie będę robić wyjątków, zwłaszcza że wczoraj była quesadilla z szynką, a dziś jest curry z kurczakiem. Niech sobie ta weganka/wegetarianka zje chociaż pożywnej i gęstej zupy. I TAK JEST PYSZNA.
Ze wczorajszego dania głównego nie zostało nic – skończyło się już wczoraj przed 14:00. Ale dziś jest zupełnie nowe i bardzo smaczne. A cały lancz wygląda następująco:
- ribollita – włoska zupa warzywna
- zielone kokosowe curry z kurczakiem, bakłażanem, cukinią, fasolką szparagową, zielonym groszkiem i szpinakiem, podawane z ryżem basmati
- tarta z pieczarkami, mozzarellą fior di latte, oliwą truflową i natką pietruszki.