Właśnie wyszedł od nas pan, który zajmuje się serwisowaniem kasy. Bardzo miły pan, notabene. Co dwa lata bowiem trzeba zrobić ustawowy przegląd kasy i te dwa lata w naszym przypadku mijają jutro. Kiedy zabierałam się za pisanie i zastanawiałam się nad tematem, zawołał mnie do siebie i powiedział, że coś mi pokaże. Pokazał mi mianowicie, że nie tylko szuflada z przegródkami na pieniądze się wyjmuje – wyjmuje się również tą, która jest pod nią i zwykle są tam pieniądze, które wpadły niepostrzeżenie. I wiecie co? Były tam trzy dwudziestki i stówa! Pan powiedział, że to jego rekord, bo raz ktoś miał w szufladzie stówę. Przez dziesięć lat uzbieraliśmy sobie mini premię świąteczną. To tak, jak z tymi pieniędzmi znalezionymi w zimowej kurtce po dziewięciu miesiącach – oczywiście tymi niewypranymi.
Oprócz tego pan powiedział, że jesteśmy jednymi z ostatnich w gastronomii, którzy pracują na kasie fiskalnej – reszta weszła w programy gastronomiczne, i oczywiście te od korporacji rozwożących jedzenie. Pan przestrzegł nas, żebyśmy się nie przestawiali na te systemy, bo jest z tym mnóstwo dodatkowych problemów i kosztów. Jednak mamy nosa, żeby się nie ładować we współprace z rozmaitymi uberoidalnymi firmami.
Podwójnie wygrani, radośnie wkraczamy w przedostatni dzień przed urlopem wypoczynkowym.
A dziś proponujemy Wam takie dania:
- harira – marokańska zupa z soczewicy i ciecierzycy
- tajską wołowina massaman z mleczkiem kokosowym, orzeszkami ziemnymi, ziemniakami, ryżem basmati i kolendrą (oczywiście może być bez kolendry, ale wtedy trzeba to zaznaczyć i patrzeć mi na ręce – lubię jak pies Pawłowa posypać wszystko jak leci 🤪)
- cannelloni ze szpak pakiem, ricottą i mozzarellą, zapiekane w sosie rosé – siedem porcji
- – tarta z pieczonym kalafiorem, oliwkami liguryjskimi i serem dobbiaco.