
Jak dawno nikt mi nie mył głowy – chyba z kilkanaście lat! Nie znaczy to, że zapuściłam się fryzjersko, a na skalpie mam skołtunioną szopę matowych, posklejanych kudłów. Po prostu przez ostatnie kilkanaście lat mi i mojej grupie towarzyskiej włosy obcinała i farbowała Ula – nasza serdeczna koleżanka, która jest zawodową fryzjerką z humanistycznym i filozoficznym wykształceniem. Ula przyjeżdżała do nas do domu ze swoim sprzętem – a włosy myłam sobie sama we własnej wannie.
Niedawno Ula została mamą, więc na dłuższy czas jest wyłączona z obiegu zawodowego. I w związku z tym byłam wczoraj w zakładzie fryzjerskim pierwszy raz od wieków. I to mycie głowy jest drugim co do wartości najprzyjemniejszym momentem u fryzjerki – bo pierwszy jest na sam koniec. Kiedy to po wysuszeniu i ułożeniu fryzury widzisz, że odwaliła się tu porządna robota, a na twojej głowie jest świeżo.
A mycie głowy? Jedną z najbardziej zmysłowych scen „Pożegnania z Afryką” Sidneya Pollacka jest ta, w której Robert Redford myje włosy swojej kochance Meryl Streep. Potem niestety (SPOJLER!!) ginie, ale Meryl przynajmniej ma co wspominać.
Moje włosy zostały ujarzmione i odświeżone, jestem bardzo zadowolona z fryzury. Ciekawe jak tam nasza klientka – ona też wczoraj miała wizytę w salonie. Życzyłyśmy sobie nawzajem powodzenia – u mnie się sprawdziło. A czy u niej -:zobaczymy w okolicach lanczowych.
A skoro o lanczach – dziś mamy takie propozycje:
- krem z cukinii
- toskańska zupa pomidorowa
- perski kurczak z suszonymi śliwkami, bulgurem i miętą – chyba idealne danie na tę pogodę
- tarta z pieczoną papryką, oliwkami liguryjskimi i mozzarellą fior di latte.