
Wpadłam wczoraj na nowy sposób, w jaki zaserwować gnocchi. Miały być ze szpinakiem i gorgonzolą, ale zapragnęłam czegoś lżejszego. Wymyśliłam więc, że przesmażę do nich szpinak z czosnkiem, a oddzielnie zrobię sos pomidorowo – bazyliowy. A na posypkę będzie ser grana padano i prażone orzechy włoskie. Uszczknęłam trochę z przepisu na cannelloni, trochę z przepisu na gnocchi ze szpinakiem i gorgonzolą.
Z ciekawości rano szukałam na włoskich stronach, czy w ogóle Włosi serwują gnocchi w ten sposób – wiecie jak działa potwierdzenie swojego pomysłu przez autorytet (budując o i krzepiąco 🙃). No i znalazłam coś prawie identycznego. Są to gnocchi alla sorrentina, czyli w stylu Sorrento. Drobne różnice polegają na tym, że tamte się zapieka w sosie i dodaje jeszcze mozzarellę, a posypują się przed podaniem płatkami parmezanu. Z oczywistych względów nie jesteśmy w stanie zapiekać porcja po porcji, bo nie działamy w systemie a la carte – jesteśmy barem i podajemy jedzenie w naczyniach jednorazowych. A na takie porcje potrzeba kamionkowych żaroodpornych naczyń.
Są bardzo podobne, ale nie śmiem nazwać ich alla sorrentina, bo jednak nie są kanoniczne. Więc na razie ich nie nazwę – zastanowię się potem na spokojnie i może adekwatna nazwa przyjdzie mi do głowy.
Jeśli zaś chodzi i całe menu dnia, prezentuje się ono następująco:
- krem z buraków z jogurtem
- gnocchi ze szpinakiem, sosem pomidorowo-bazyliowym, serem grana padano i prażonymi orzechami włoskimi
- tarta z brokułami, suszonymi pomidorami, halloumi, fetą i pestkami dyni.